sobota, 30 listopada 2013

prawdziwa włoska pizza


Pomidorki koktajlowe, bazylia, czerwona cebula, mozzarella

 Kiełbasa pepperoni, czerwona cebula, brązowe pieczarki i mozzarella


Kilka słów o pizzy.

Pizza to prawdopodobnie jedno z najsławniejszych dań na świecie. Gdziekolwiek nie pojedziecie, zawsze natkniecie się na restaurację podającą lepszą lub gorszą pizzę (kwestia smaku). 

Pierwszą pizzę, jaką wymyślono była Margarita (w stolicy pizzy - Neapolu). Kilka składników najlepszej jakości! Ta ilość składników skłoniła mnie do rozmyślania nad tym, z jaką prostotą należy podchodzić do pizzy. Większość z  nas ma ochotę kłaść na spodzie pizzy jak najwięcej składników, przez co zamienia się ona w coś co przypomina wielkie, ciężkie ciasto z mięsem i warzywami.

Nieodłącznym elementem kultu pizzy, oprócz kilku najważniejszych składników (pomidorów i mozzarelli) jest sposób jej jedzenia. Pizzę należy jeść rękami! Kiedyś przeczytałam wypowiedź jakiegoś Włocha, który stwierdził, że prawdziwy mężczyzna jada pizzę złożoną na pół jak kanapkę, a ten, który używa do tego widelca i noża, to mięczak (i prawdziwy loser)!

Ciasto: 
  • 1 kg mąki chlebowej
  • 650 ml ciepłej wody
  • 14 g suchych drożdży (2 opakowania)
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1 łyżka soli

Przygotowanie:

1. Drożdże rozpuszczamy w ciepłej wodzie z łyżką cukru. Zostawiamy na chwilę.
2. Mąkę i sól wysypujemy na stolnicę i pośrodku robimy wgłębienie o średnicy około 15 cm. Wlewamy do niego wodę  z cukrem i rozpuszczonymi drożdżami. Mieszamy powoli widelcem, zagarniając mąkę do środka wgłębienia. Gdy masa będzie już zbyt gęsta, by mieszać widelcem, posypujemy dłonie mąką i zaczynamy wyrabiać rękami.
3. Nadajemy ciastu kształt kuli i wyrabiamy około 10 minut. Najważniejsze by rozciągać ciasto jednocześnie lewą ręką do siebie i prawą od siebie, aż stanie się gładkie i sprężyste. 
4. Oprószamy ciasto mąką, przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy na 15 minut, żeby odpoczęło w temperaturze pokojowej. 
5. Kiedy ciasto odpocznie, dzielimy je na tyle części, ile placków chcemy przygotować. Z mojego doświadczenia wynika, że taka porcja ciasta wystarcza na 6 średniej wielkości spodów.  
6. Jeśli chcesz przygotować ciasto wcześniej, najlepiej rozwałkować każdy placek, położyć go na folii aluminiowej posmarowanej oliwą z oliwek i oprószyć mąką. Tak postępować z każdym spodem. Następnie należy włożyć ciasto do lodówki. Najważniejsze jest to, by przed pieczeniem wyjąć ciasto z lodówki odpowiednio wcześniej, by nabrało ono temperatury pokojowej.
7. Teraz najważniejsze: PIECZEMY PIZZĘ!
8. Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 250 st. C bez termoobiegu z grzaniem od góry i od dołu.
9. Pizzę sparujemy sosem (przykładowy przepis poniżej), układamy na niej ulubione składniki i wstawiamy do piekarnika na najniższy poziom (bardzo ważne!) i pieczemy około 5 - 7 minut. Czas pieczenia zależy przede wszystkim od naszego piekarnika, dlatego kontrolujmy pizzę podczas pieczenia. Gotowa ma być rumiana i delikatnie przypieczona od spodu!
10. Gorącą i pachnącą pizzę podajemy od razu!

Smacznego!

Przepis podstawowy na sos pomidorowy (wszystkie składniki połączyć ze sobą i gotowe):
  • 1 duży słoik koncentratu pomidorowego
  • 2 duże ząbki czosnku przeciśnięte przez praskę
  • chlust oliwy z oliwek
  • sól i pieprz do smaku
  • garść suszonej bazylii

chleb z mąki razowej




Już kilka razy w swoim życiu próbowałam piec chleby z przepisów, o których wszyscy mówili, że są proste i chleby zawsze się udają. Guzik prawda! Moje chleby (z tych niby magicznych przepisów) wychodziły z pieca twarde, niewyrośnięte i po prostu niejadalne. Trzymałam się określonych poszczególnych punktów przygotowania jak nigdy, stosowałam się do nich jak nigdy, a i tak pieczenie chlebów zawsze kończyło się dla mnie porażką. Dlatego, gdy wczoraj dostałam przepis na chleb, byłam ostrożna. Przygotowałam wszystko wedle przepisu i ... niespodzianka. Chleb urósł, pięknie się zarumienił i okazał się pyszny. Dlatego z czystym sumieniem mogę polecić go wszystkich, którzy - tak jak ja - z pieczeniem chleba nie mieli dotychczas najlepszych wspomnień.

PS. Ten chleb, oprócz tego, że jest smaczny, to jest jeszcze zdrowy!


Składniki (na dwie keksówki):
  • 1 kg mąki razowej (ja użyłam pszennej razowej, ale możecie wymieszać np. 1/2 kg mąki razowej i 1/2 kg mąki orkiszowej - najważniejsze, by mąka była typu minimum 1800)
  • 2 opakowania suchych drożdży instant
  • 4 łyżeczki fruktozy (bardziej zdrowo - zawsze w przypadku zaleceń diety South Beach) lub cukru
  • 3 łyżeczki soli
  • 1 litr ciepłej (nie gorącej wody)
+ dodatkowo do wyboru: 
  • garść ziaren słonecznika, pestek dyni, siemienia lnianego lub sezamu (możecie wymieszać akurat te ziarna, które macie pod ręką)
  • garść otrębów: pszennych, żytnich lub owsianych (ja dodałam do mojego chleba otręby pszenne)

Przygotowanie:

1. W dużej misce mieszamy ze sobą wszystkie składniki  i porządnie wyrabiamy.
2. Miskę z ciastem na chleb przykrywamy czystą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce na około 1 godzinę (ciasto powinno podwoić swoją objętość).
3. Piekarnik rozgrzewamy do 200 st. C.
4. Keksówki, w których będziemy piec chleb wykładamy papierem do pieczenia.
5. Ciasto na chleb dzielimy na połowy i wykładamy do keksówek, wygładzamy mokrą silikonową łopatką, posypujemy - jeśli macie na to ochotę - ziarnami i wstawiamy do pieca na około godzinę. Po około 50 minutach sprawdźcie, czy chleb jest już upieczony i czy ładnie się zarumienił. Jeśli nie, dajcie mu jeszcze kilka minut! 

Uwaga! Podczas pieczenia unoszą się po domu boskie zapachy! Pachnie, jak w prawdziwej piekarni!

PS. Chleb ten możecie spokojnie zamrozić i odmrozić, gdy będziecie mieli ochotę na świeży pachnące pieczywo!

Smacznego!

piątek, 29 listopada 2013

listopadowa kulinarna (i nie tylko) wędrówka po Rzymie - CUCINA ROMANA



W połowie listopada zorganizowałam sobie kilkudniowy wypad do Rzymu. Mojego ukochanego miasta, które miałam okazję odwiedzać już wcześniej. Miasta, które naprawdę nigdy nie śpi i do którego prowadzą według legend wszystkie drogi. Do wiecznego miasta. Wszystkie pozytywne opinie o Rzymie nie są wcale przesadzone. Potęga i ogrom 2000-letniej metropolii nie przytłaczają, zachwycają jednak na każdym kroku. Tym razem moją wizytę w stolicy Italii postanowiłam oprzeć na doznaniach kulinarnych, o którym opowiem wam w tym poście. Zasmakowałam włoskiego dolce vita, chociaż nie obyło się bez kulinarnych wpadek, o których później.

Mam wrażenie, że rytm dnia wyznaczają Włochom godziny posiłków. Życie kręci się wokół jedzenia i biesiadowania. Szybkie śniadanie "w biegu", obiad w godzinach okołopołudniowych przy lampce wina oraz około godziny 19 - 20 - kolacja, składająca się z kilku dań, deseru i kawy. Tak wygląda dzień przeciętnego Włocha, a na pewno Rzymianina. Pomiędzy godzinami posiłków, restauracje często bywają zamknięte, szczególnie, jeśli oddalamy się od turystycznego centrum miasta.

Zacznijmy jednak od początku.




To co Włosi nazywają "kolacją", dla nas jest śniadaniem. Colazione to po włosku śniadanie. Chociaż ciężko to nazwać śniadaniem. Mocna mała kawa (Włosi nie znają kaw w dużych kubkach!) oraz rogalik. To wszystko! Jedzą to w biegu, na stojąco, po drodze do pracy. Koniec! Nie ma jajecznic, jajek na bekonie, parówek.


 Śniadanie w stylu "smaki Włoch z supermarketu".


Obiad, wł. pranzo.Tu możliwości są różne. Pizza, sałata lub panini - kanapka z szynką parmeńską, mozzarellą i pomidorami lub kotletem z kurczaka, podawana zazwyczaj na ciepło. Do tego kieliszek wina.

PIZZA. Ten, kto nie miał okazji spróbować pizzy we Włoszech na pewno będzie zaskoczony. Pizza w Rzymie jest inna od tej, którą znajdziecie w pizzeriach i trattoriach w Neapolu - grubsza, bardziej chrupiąca, mniej "drożdżowa". Minimum składników, maksimum smaku. Zero sosów (nie ma czosnkowego!!!), ketchupu.


Na pierwszym planie klasyczna margharitta. Na drugim pizza "quatro stagioni" - bakłażan, cukinia, słodka papryka i mozzarella.


Jednak prawdziwa kulinarna przygoda zaczyna się podczas kolacji, wł. cena. Przystawka, pierwsze danie, drugie danie, deser i kawa.

Przystawki. ANTIPASTI. Malutkie porcje, idealne na jeden kęs. Tutaj wachlarz możliwości jest szeroki. Melony z szynką parmeńską, bruschetty z pomidorami, karczochy i wiele innych. Ponieważ listopad jest miesiącem, w którym dojrzewają najlepsze karczochy, postanowiłam spróbować właśnie tego warzywa, przygotowanego w klasyczny sposób - z białym winem i masłem. I chociaż wcześniej nie byłam fanką, odkryłam karczochy na nowo.


Karczoch pieczony, podany z lekkim winno - maślanym sosem z natką pietruszki.


Pierwsze danie. PRIMI PIATTI. Tutaj wybór jest ogromny. Pasty, zupy, risotto, gnocchi czy polenta. Dla mnie na tym etapie kolacja powinna się zakończyć. Porcja makaronu całkowicie zaspokaja głód, ale to dopiero połowa kolacji.

PASTY. Zawsze al dente! Do tego kilka składników najlepszej jakości i zawsze świeżych. Połączenie zawsze udane i wręcz spektakularnie pyszne, choć proste i nieprzekombinowane. Włosi niespecjalnie myślą o tym, jak wygląda talerz, nie przejmują się brakiem dekoracji. Wiedzą, że w prostocie siła i mają rację.


Ravioli ze szpinakiem i ricottą z sosem bolognese.

Tagliatelle z karczochami. Pycha!

Spaghetti z homarem. Coś nieprawdopodobnie pysznego, ekskluzywnego, podanego w bardzo domowy sposób.

Spaghetti z vongolami. Pyszne tak, że słów mi brak.

Na górze zdjęcia - klasyczna carbonara. Na dole - bucatini all'Amatriciana (tutejszy numer jeden, jeśli chodzi o pasty).


ZUPY. O ten temat zahaczyłam w Rzymie raz i ... fajerwerków nie było. Może przez to, że - jak się później okazało - kucharz nie był rodowitym Włochem, ale naprawdę zuppa di verdure (zupa jarzynowa) była niesmaczna i właściwie niejadalna. Chociaż gdyby przetrzeć rozgotowane warzywa z mrożonki, można by ją podać niemowlętom.




Było też i przyjemne doznanie związane z zupą. Tortellini in brodo. Tortellini w lekkim rosole. Dzięki dużej ilości dostępnego na każdym kroku parmezanu, rosół całkowicie zmienił smak i był po prostu rewelacyjny!


Tortellini in brodo.


Drugie danie. SECONDO PIATTI. Teraz na stół "wjeżdżają" mięsa (w tym boska cielęcina), ryby, owoce morza. Po - jak dla mnie już bardzo obfitym - pierwszym daniu, drugie było nie do zjedzenia. W brzuchu już pełno, a tu "każą" jeść dalej. Tylko raz podjęłam wyzwanie i zjadłam pierwsze i drugie danie na raz. Chociaż wtedy ominęłam przystawkę, nie dałabym rady.


Saltimbocca. Rzymski rarytas i duma "narodowa". Delikatne sznycle cielęce z listkami świeżej szałwii i szynką parmeńską. Podane z lekkim sosem winno - maślanym rozpływały się w ustach.


Sznycle cielęce w sosie z wina MARSALA. Pyszne i lekkie.


Czas na DESERY. Królują: tiramisu, panna cotta i tort z sera ricotta. Do tego kawa, mocna mimo późnej pory. Po każdej kolacji, która kończy się zazwyczaj około 21 - 22 Włosi piją czarne i piekielnie mocne espresso. Nie próbowałam, bałam się, że nie zasnę przez następną dobę.


Tiramisu. Klasyk. Prawdziwy Włoch nie przejmuje się, że ukroił nierówną kostkę. "Nasz" kelner ukroił dwa plastry i wcale nie przejmował się tym, że wygląda to "słabo". Jeśli chodzi o akurat to tiramisu, to miałam szczęście spróbować najlepszego tiramisu w życiu!


Panna cotta. Z sosem truskawkowym. I chociaż sos był prawdopodobnie gotowcem, to sama panna rozpływała się w ustach!



Podczas wędrówek po Rzymie natknęłam się na niepozornie wyglądającą trattorię. Nie wiem, co skusiło mnie, by podejść bliżej, ale informacje na drzwiach powaliły mnie na kolanach. Wszystkie możliwe nagrody, przyznawane przez nie tylko włoskich krytyków, w tym te najważniejsze - gwiazdki Michelina. Od 2007 roku! Co rok, aż do dziś. I okropnie żałuję, że nie miałam szans nawet zajrzeć do środka, bo w porze popołudniowej restauracja była nieczynna, ale napis na szybie mówił jedno: rezerwacje najwcześniej na luty 2014 roku! 

Na pewno tam wrócę!

czwartek, 28 listopada 2013

brukselka zapiekana



Postanowiłam odczarować jedno z tych warzyw, które są przekleństwem wielu osób - brukselkę. Nie każdy lubi jej lekko gorzki smak. Jednak dobrze przygotowana może być naprawdę smaczna i przede wszystkim diabelnie zdrowa. 

Ta miniaturowa kapustka ma bowiem w sobie wiele odżywczych wartości. Jest źródłem witamin: C, E, K, a także z grupy B, które korzystanie wpływają na układ odpornościowy i nerwowy. Zawiera spore ilości kwasu foliowego, więc powinna znaleźć się w jadłospisie przyszłych mam.

Aby pozbyć się charakterystycznej goryczki, należy dość obficie posłodzić wodę, w której brukselkę będziemy gotować. Niektórzy polecają także gotować brukselkę w mleku, ale tego patentu nie próbowałam, więc nie będę rozwijać tematu. Jeśli ktoś gotował w mleku, niech da znać, jak to wpływa na smak brukselki. 


Składniki, których potrzebujemy:
  • brukselka, umyta i obrana
  • 3 łyżki orzechów włoskich
  • 3 łyżki bułki tartej
  • 2 - 3 ząbki czosnku
  • sól i grubo mielony czarny pieprz
  • cukier
  • oliwa z oliwek
  • opcjonalnie: natka pietruszki (dodajemy posiekaną do posypki)

Przygotowanie:

1. Wodę, w której będziemy gotować brukselkę, doprawiamy łyżeczką soli i łyżeczką cukru. Gotujemy brukselkę do miękkości około 15 - 20 minut.
2. W czasie, gdy brukselka się gotuje, rozgrzewamy piekarnik do 200 st. C. W tym czasie możemy także przygotować posypkę. W blenderze mielimy razem orzechy, czosnek, bułkę tartą. Doprawiamy solą i grubo mielonym czarnym pieprzem i dolewamy oliwę. Powstanie nam coś na kształt kruszonki.
3. Ugotowaną brukselkę przekładamy do naczynia żaroodpornego, posypujemy "kruszonką", skrapiamy odrobiną oliwy z oliwek i wstawiamy do piekarnika na około 10 minut, aż "kruszonka" ładnie się zarumieni.
4. Podajemy brukselkę od razu, gorącą jako dodatek do mięsa.

Smacznego!

BAREFOOT MERLOT brownie z suszonymi owocami



Brownie to dla miłośników czekolady prawdziwy rarytas. Ciężkie, intensywnie czekoladowe ciasto, prawie bez mąki jest piekielnie pyszne. Dodatek czerwonego BAREFOOT MERLOT sprawił, że powstało jeszcze bardziej smaczne i przede wszystkim bardziej aromatyczne brownie, które po ostudzeniu rozeszło się jak świeże bułeczki.

Wino BAREFOOT MERLOT idealnie nadaje się do deserów, szczególnie tych z dodatkiem czekolady. Intensywne aromaty wiśni, śliwek, owoców boysenberry (jagody podobne do maliny, jeżyny i maliny z jeżyną) oraz delikatny aromat czekolady przyjemnie podkreśliły smak czekoladowego ciasta.

Tym razem postanowiłam przygotować brownie w klimacie zbliżającego się wielkimi krokami Bożego Narodzenia. Odrobina suszonych owoców idealnie połączyła się z czekoladą i winem.


Składniki:

ciasto:
  • 60 ml wina BAREFOOT MERLOT
  • 120 g gorzkiej czekolady najlepszej jakości
  • 100 g masła
  • 2 duże jajka
  • 60 g mąki pszennej
  • 150 g cukru
  • 40 g kakao
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego (przepis na domowej roboty cukier waniliowy znajdziecie tutaj: http://szyszkin-ciagle-pichci.blogspot.com/2013/09/pieczone-owoce-pachnace-rumem-i.html) lub 1/2 łyżeczki naturalnego ekstraktu waniliowego
  • szczypta soli
  • 100 g suszonych owoców (ja dodałam po 1/3: suszonej żurawiny, suszonych śliwek i moreli)
polewa:
  • 2 łyżki wina BAREFOOT MERLOT
  •  4 łyżki śmietanki kremówki
  • 50 g gorzkiej czekolady najlepszej jakości
  • 1 czubata łyżka masła
+ do dekoracji (także dla smaku): kilka suszonych moreli i żurawiny


Przygotowanie:

1. Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C.
2. W niedużym garnuszku roztapiamy masło. Dodajemy czekoladę i mieszamy dopóki nie powstanie gładka masa. Dolewamy wino BAREFOOT MERLOT i dokładnie mieszamy.
3. W dużej misce mieszamy mikserem jajka z cukrem i cukrem waniliowym, aż powstanie gęsta puszysta masa. Jeśli dodajecie ekstrakt waniliowy dodajcie go w momencie, kiedy będziecie dodawać czekoladę.
4. Ciągle mieszając, dodajemy lekko ostudzoną czekoladę z winem i mieszamy.
5. Do masy jajeczno - czekoladowej przesiewamy mąkę, kakao i sól i dokładnie mieszamy, aż uzyskamy gładką masę. 
6. Suszone owoce siekamy drobno i dodajemy do ciasta. Mieszamy całość i wylewamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
7. Pieczemy ciasto 25 minut i odstawiamy do ostygnięcia.
8. Gdy ciasto stygnie, możemy przygotować polewę. Śmietankę zagotowujemy w niewielkim garnuszku. Gdy zacznie wrzeć, odstawiamy z ognia, dodajemy połamaną czekoladę i mieszamy aż całkowicie się rozpuści. Do rozpuszczonej czekolady dodajemy masło i mieszamy. Na koniec dodajemy wino BAREFOOT MERLOT, mieszamy i odstawiamy.
9. Ostudzone ciasto smarujemy polewą czekoladową, kroimy na kawałki i ozdabiamy posiekanymi suszonymi owocami.

Gotowe, smacznego!

 
/wpis zawiera lokowanie produktu/

środa, 27 listopada 2013

czerniak w sosie winno - maślanym



Według mnie nie ma smaczniejszego sposobu na przygotowanie ryby, jak smażenie na maśle. Może nie jest to opcja najzdrowsza i najbardziej dietetyczna, ale połączenie smaku świeżej, pysznej ryby z masłem jest obłędne. Do tego delikatny sos z białego wina ze skórką z limonki i jesteśmy w kulinarnym raju.


Potrzebujemy:
  • filety z czerniaka
  • sól
  • biały pieprz
  • kilka łyżek mąki
  • masło do smażenia
sos:
  • 100 ml białego wytrawnego wina
  • 70 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
  • skórka otarta z jednej limonki
  • szczypta soli i cukru

Przygotowanie:

1. Umyte i dokładnie osuszone filety doprawiamy dokładnie solą i białym pieprzem z dwóch stron, obtaczamy w mące (nadmiar mąki dokładnie strzepujemy) i smażymy na małym ogniu na rozgrzanym maśle po kilka minut z każdej strony aż się ładnie zarumienią i nie będą surowe w środku.
2. W tym czasie przygotowujemy lekki sos. Do rondelka wlewamy wino, dodajemy skórkę z limonki i gotujemy 2 - 3 minuty aż alkohol wyparuje, a wino zredukuje swoją objętość o połowę. Doprawiamy solą i cukrem. Na koniec, dodajemy po kolei po 1 - 2 kostki zimnego masła, jednocześnie szybko mieszając ubijaczką, aż sos stanie się gęsty i lśniący.
3. Usmażoną rybę polewamy lekko sosem i od razu podajemy. 

Smacznego!

najprostsza sałatka śledziowa świata



Ryby. Wszyscy wiedzą, że są zdrowe. Powinniśmy je jeść przynajmniej dwa razy w tygodniu, a nawet jeszcze częściej. Ryby mają bezcenne kwasy omega-3, które mają właściwie same zalety. Działają m.in. przeciw nowotworom, spowalniają starzeniu się komórek, a ich przyjmowanie zapobiega zawałom serca. Warto jeść dużo śledzi, bo mają najwięcej kwasów omega-3. By dostarczyć 1 g tych kwasów (takie jest dzienne zapotrzebowanie dorosłego człowieka), wystarczy zjeść 50 g śledzia, trochę więcej łososia, tuńczyka czy sardynek. Dla porównania tę samą ilość kwasów omega-3 znajdziemy w 355 g dorsza czy 315 g krewetek. 

Zatem śledzie górą, byle nie za słone, bo sól jest przyczyną nadciśnienia!


Czego potrzebujemy?
  • 400 g filetów śledziowych (w oleju)
  • 2 pęczki koperku, posiekane dość grubo
  • 3 szalotki lub 1 duża słodka cebula
  • duża szczypta świeżo mielonego czarnego pieprzu

Przygotowanie:
1. Filety śledziowe kroimy w duże kawałki i przekładamy do miski. Dodajemy grubo posiekany koperek (chodzi o to, by było go naprawdę dużo - ryby "lubią" koperek). Cebulę siekamy w cienkie piórka i dodajemy do śledzi. Ponieważ używamy filetów w oleju, nie potrzebujemy dodawać więcej tłuszczu. Wystarczy tylko duża szczypta czarnego pieprzu.
2. Proponuję przygotować tę sałatkę śledziową około 2 - 3 godziny przed podaniem, by w tym czasie wszystkie składniki mogły się "przegryźć".
3. P.S. Jeśli ktoś lubi smaki bardziej słone, może doprawić sałatkę odrobiną soli.

Smacznego!

wtorek, 26 listopada 2013

kotlety ziemniaczane



Co tu dużo mówić. Szybki i niedrogi, a przy okazji bardzo smaczny obiad.


Potrzebujemy:
  • ugotowane w mundurkach i ostudzone ziemniaki
  • 1 nieduża cebula
  • mąka (około 2 - 3 łyżek na pół kilograma ziemniaków - ilość mąki zależy tak naprawdę od gatunku ziemniaków)
  • jajko (1 jajko na pół kilograma ziemniaków)
  • duża garść liści natki pietruszki lub koperku
  • sól i pieprz
  • bułka tarta
  • olej do smażenia

Przygotowanie:

1. Ziemniaki przeciskamy przez praskę.
2. Cebulę kroimy w bardzo drobną kostkę i dodajemy do ziemniaków. 
3. Wbijamy jajka i dodajemy mąkę. Doprawiamy solą i pieprzem (kotlety należy doprawić dosyć intensywnie, ponieważ same ziemniaki są dość mdłe). Dodajemy posiekaną natkę i wszystko dokładnie mieszamy.
4. Z masy ziemniaczanej formujemy kotlety, obtaczamy je w bułce tartej i smażymy na rozgrzanym oleju z dwóch stron do momentu, aż staną się złocisto - brązowe.
5. Kotlety podajemy na gorąco!

Smacznego!

śledzie opiekane w zalewie octowej według przepisu babci Uty



Śledzie opiekane w zalewie octowej to przyjemne kulinarne wspomnienie z mojego dzieciństwa. Kiedy przyjeżdżałam do babci na weekendy, zawsze na mnie czekały. Wiedząc, że lubię, gdy rybki są już mocno zamarynowane, babcia przygotowywała je dwa dni przed moim przyjazdem. Od kiedy nie ma Jej z nami, na próżno próbuję szukać tego smaku wśród różnych "gotowców". W tym roku, po raz pierwszy postanowiłam skorzystać z babcinego przepisu (chociaż myślę, że babcia i tak przygotowywała zalewę "na oko") i przygotować śledzie samodzielnie. I chociaż wiem, że moje nigdy nie dorównają smakiem śledziom babci, to mam wrażenie, że uczczę tym Jej pamięć. 

Dobra, koniec prywaty, smażymy śledzie!


Składniki:
  • 1 kg śledzi oczyszczonych, tuszki, bez głowy
  • 3 duże cebule, pokrojone w cienkie plasterki
  • mąka
  • masło klarowane lub olej do smażenia
zalewa octowa:
  • 5 szklanek wody
  • 1 szklanka octu 10%
  • 5 łyżek cukru
  • 2 łyżki soli
  • 10 - 12 ziarenek ziela angielskiego (w zależności od wielkości)
  • 12 ziarenek pieprzu czarnego
  • 5 - 7 liści laurowych (w zależności od wielkości)

Przygotowanie:

1. Wszystkie składniki zalewy octowej łączymy ze sobą i zagotowujemy. Wystarczy doprowadzić je do wrzenia.
2. Umyte i osuszone śledzie obtaczamy w mące i smażymy na rozgrzanym maśle lub oleju, aż ładnie się zarumienią. Uwaga, by nie smażyć ich na zbyt dużym ogniu, bo zarumienią się zbyt szybko, a w środku będą surowe.
3. Na dnie naczynia, w którym przygotowujemy śledzie, układamy kilka plastrów cebuli. Na cebuli układamy usmażone śledzie, warstwami na przemian z plastrami cebuli.
4. Całość zalewamy ciepłą zalewą, zostawiamy do ostygnięcia i wstawiamy do lodówki (pod przykryciem) na około 48 godzin, by "się przegryzły". Im dłużej śledzie będą w zalewie, tym ich smak będzie bardziej "octowy".

Smacznego!

poniedziałek, 25 listopada 2013

ciepłe ciasto z syropem pomarańczowym




Pomarańcze kojarzą mi się ze świętami. Pamiętam - jak przez mgłę, ale jednak - kiedy 25 lat temu pomarańcze były rarytasem i zawsze znajdowałam je w bogatych paczkach od św. Mikołaja, przynoszonych przez mojego tatę z ówczesnego miejsca pracy. Dzisiaj pomarańcze znajdujemy w sklepach cały rok, jednak moim zdaniem zawsze najlepiej smakują w okresie Bożego Narodzenia. Stąd ten mój dzisiejszy przepis. Jako hołd dla pomarańczy! Idealny właśnie na Święta!

PS. Ponieważ w momencie przygotowania mojego ciasta miałam tylko małą tortownicę, przyrządziłam je z połowy podanych niżej składników.


Składniki:

ciasto:
  • 225 g masła
  • skórka otarta z 1 pomarańczy
  • 2 łyżki soku z pomarańczy
  • 1 łyżeczka ekstraktu pomarańczowego (możecie pominąć, jeśli go nie macie)
  • 220 g cukru
  • 4 duże jajka
  • 225 g mąki pszennej
  • 1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
  • 75 g kandyzowanej skórki pomarańczowej (opcjonalnie)
  • szczypta soli
syrop:
  • 150 g cukru
  • sok z 1,5 pomarańczy
  • 50 ml wody
do podania:
  • skórka otarta z 1,5 pomarańczy, tzw. zest

Przygotowanie:

1. Piekarnik rozgrzewamy do 180 st C bez termoobiegu. Okrągłą formę (np. tortownicę wykładamy papierem do pieczenia).
2. Masło roztapiamy, dodajemy do niego skórkę z pomarańczy. W ciepłym maśle jeszcze uwydatni swój aromat, dzięki czemu ciasto będzie jeszcze bardziej pomarańczowe.
2. Jajka ubijamy z cukrem (mikserem) na puszystą, prawie białą masę. Dodajemy przesianą mąkę, proszek do pieczenia, sól, sok pomarańczowy i - jeśli posiadacie - ekstrakt pomarańczowy i wszystko dokładnie ze sobą mieszamy. Na koniec dodajemy stopniowo - ciągle mieszając - lekko ostudzone masło. Do masy dodajemy skórkę kandyzowaną (opcjonalnie, jeśli macie ochotę), mieszamy i wylewamy wszystko do formy.
3. Ciasto pieczemy około godzinę (do tzw. suchego patyczka) aż się pięknie zezłoci.
4. Podczas, gdy ciasto się piecze, możemy przygotować syrop. Do garnuszka wsypujemy cukier, wlewamy sok z pomarańczy, wlewamy sok i wodę. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy około 2 minuty. Pozostawiamy do ostygnięcia.
5. Gdy ciasto jest upieczone, jeszcze ciepłe ostrożnie wyciągamy z formy i układamy na dużym, dość głębokim talerzu lub półmisku. Jeszcze ciepłe polewamy obficie syropem i zostawiamy na około 30 minut. Nie przejmujcie się, że w momencie polewania, ciasto wygląda jak "zamoczone w zupie". W ciągu 30 - 35 minut ciasto wchłonie cały syrop i będzie pyszne i baaardzo mokre. 
6. Gotowe ciasto dekorujemy skórką z pomarańczy i podajemy jeszcze ciepłe.

Smacznego!

niedziela, 24 listopada 2013

zapiekanka ziemniaczana a'la carbonara



Każdego - raz na jakiś czas - nachodzi chwila, kiedy nie ma się ochoty na zdrowe, świeże sałatki, mięsa pieczone na grillu lub gotowane na parze. Raz na jakiś czas pojawia się ochota na coś naprawdę kalorycznego, jednocześnie piekielnie smacznego. Dziś jest ten dzień, a w mojej kuchni prym wiodą ziemniaki, boczek i śmietana. Jeden z moich domowników nazwał to danie "ziemniaczaną" carbonarą i coś w tym jest.


Czego potrzebujemy?
  • 1 kg ziemniaków, obranych i pokrojonych w około 3 mm plasterki
  • 200 g boczku wędzonego parzonego, pokrojonego w drobną kostkę
  • 1 duża pierś z kurczaka, pokrojona w dosyć drobną kostkę
  • 1 duża cebula
  • 1 duży ząbek czosnku
  • 200 ml śmietany 18 %
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • szczypta świeżo zmielonej gałki muszkatołowej
  • 1 kula mozzarelli

Przygotowanie:

1. Ziemniaki wkładamy do wrzącej, osolonej wody i gotujemy około 10 minut. Pozostaną twarde, ale dopieką się w piekarniku.
2. W tym czasie podsmażamy wszystkie składniki po kolei. Zaczynamy od boczku, następnie kurczaka i cebulę.
3. Do śmietany dodajemy czosnek, doprawiamy solą i pieprzem oraz gałką.
4. Ziemniaki odcedzamy i wrzucamy z powrotem do garnka. Dodajemy podsmażone: boczek, kurczaka i cebulę. Zalewamy wszystko śmietaną, dokładnie mieszamy i wykładamy do żaroodpornego naczynia.
5. Ziemniaki z dodatkami dokładnie dociskamy, a na wierzchu układamy porwaną mozzarellę.
6. Pieczemy wszystko w piekarniku rozgrzanym do 200 st. C (bez termoobiegu) przez około 30 - 40 minut aż ziemniaki będą zupełnie miękkie. Gotowe!

Smacznego!

sobota, 23 listopada 2013

quiche z batatami i wieprzowiną




Quiche z batatami i wieprzowiną to moja kolejna propozycja na słoną tartę, tym razem dla prawdziwych mięsożerców. Ziemniaki w połączeniu z pikantnym mięsem to połączenie pyszne i właściwie "pospolite". Jednak słodycz ziemniaków dodaje tarcie finezji. Polecam, spróbujcie koniecznie!

Składniki:

na spód z kruchego ciasta:
  • 225 g mąki pszennej 
  • 125 g zimnego masła, pokrojonego w kostkę 
  • 1/2 łyżeczki soli 
  • 4 łyżki zimnej wody 
  • 1 łyżeczka octu (lub soku z cytryny)
na nadzienie:

część mięsna:
  •  0,5 kg mięsa mielonego
  • 1/2 cebula, pokrojona w kostkę
  • 1/4 szklanki koncentratu pomidorowego
  • 2 ząbki czosnku
  • duża szczypta chilli
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
część ziemniaczana:
  • około 0,7 kg słodkich ziemniaków, obranych ze skórki i startych na tarce o dużych oczkach
  • 1 średniej wielkości cebula, pokrojona w kostkę
  • 1/4 szklanki koncentratu pomidorowego
  • 2 ząbki czosnku
  • duża szczypta chilli
  • 2 łyżki oliwy z oliwek

Przygotowanie:

Przygotowanie spodu:



1. Mąkę i sól wysypujemy na stolnicę. Dodajemy rozdrobnione masło.

2. Wszystko siekamy nożem lub rozcieramy palcami, dopóki wszystkie składniki nie będą przypominać okruchów chleba.

3. Do ciasta dodajemy 3 łyżki wody oraz łyżeczkę octu i szybko zagniatamy. Jeśli ciasto jest zbyt suche, dodajemy jeszcze jedną łyżkę wody.

4. Z gotowego ciasta formujemy kulę, zawijamy ją w folię spożywczą i odstawiamy do lodówki na co najmniej 1 godzinę (lecz nie na dłużej niż na 48 godzin).

Ciasto jest gotowe!
Przygotowanie nadzienia:
1. Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę. Dodajemy cebulę, czosnek i mięso i smażymy wszystko tak długo, aż mięso nie będzie surowe. Na koniec dodajemy koncentrat pomidorowy i doprawiamy wszystko solą i pieprzem. Zostawiamy do przestygnięcia.
2. Słodkie ziemniaki, starte na tarce mieszamy z cebulą, czosnkiem i koncentratem pomidorowym. Doprawiamy solą, pieprzem i chilli. 

Przygotowanie całej tarty i pieczenie:
1.  Piekarnik rozgrzewamy do 190 st. C bez termoobiegu.
2. Wyciągamy ciasto z lodówki, wałkujemy na placek o średnicy około 30 cm. Wykładamy nim natłuszczoną formę, mocno dociskając ciasto do jej dna i boków. Nakłuwamy spód ciasta widelcem.
3. Na ciasto wykładamy nadzienia. Najpierw mięsne, później ziemniaczane. 
4. Pieczemy quiche około 50 - 60 minut aż ciasto ładnie się zarumieni. Jeśli zacznie się rumienić zbyt mocno, a waszym zdaniem ziemniaki nie będą dopieczone, przykryjcie wszystko folią aluminiową i dopiekajcie jeszcze 10 minut.

Quiche podajemy na gorąco.
Smacznego!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...