środa, 28 lutego 2018

kokosanki



Lubicie kokosanki? Przyznaję, że nie jadłam ich od lat, ale dobrze pamiętam, jak piekła je moja mama, gdy miałam pewnie kilka lat. Mamy nie ma ze mną już ponad 25 lat, przepis nigdzie się nie zachował, a ja wczoraj wieczorem przypomniałam sobie o kokosankach. W lodówce miałam kilka białek oddzielonych od żółtek, ubrałam psa w ciepły sweter (na zewnątrz jest ciągle w okolicach -9 st. C) i polecieliśmy do sklepu po wiórki kokosowe.

Nie znałam przepisu, ale poszperałam trochę w głębinach internetu i pokombinowałam. Kokosanki wyszły pyszne, chrupiące z zewnątrz i mięciutkie w środku. Pierwszą partię piekłam jednak w zbyt wysokiej temperaturze i za mocno się zarumieniły, dlatego drugą wstawiłam do niższej i już było lepiej.

PS. Kokosanki świetnie wpisują się w akcję ZERO WASTE poprzez wykorzystywanie białek, które pozostały np. z przygotowania ciasta do pączków.


Składniki (na około 25 małych kokosanek):
  • 100 g wiórków kokosowych
  • 50 g masła
  • 75 g cukru
  • 2 białka jajek
  • łyżeczka mąki ziemniaczanej

Przygotowanie:

1. Masło rozpuszczamy w rondelku i mieszamy z wiórkami. Pozostawiamy do przestygnięcia.

2. Białka ubijamy na sztywno, a pod koniec ubijania dodajemy partiami cukier i mąkę ziemniaczaną.

3. Ubite na sztywno białka z cukrem dodajemy partiami do przestudzonych wiórków, delikatnie mieszając.

4. Na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, wykładamy masę kokosową (najlepiej łyżeczką) w niewielkich odległościach od siebie.

5. Pieczemy około 10 - 15 minut w temperaturze 170 st. C do czasu aż kokosanki lekko się zarumienią.

Gotowe kokosanki pozostawiamy na kratce do ostygnięcia. Zaraz po wyjęciu z piekarnika kokosanki są mięciutkie, ale lekko twardnieją po przestygnięciu.

Smacznego!


czwartek, 22 lutego 2018

klasyczny gulasz wieprzowy



Klasyczny gulasz wieprzowy to jedno z moich ulubionych, tradycyjnych dań. Co zrobić, by przygotować najlepszy gulasz? Przede wszystkim powinniśmy kupić najlepszej jakości mięso od sprawdzonego dostawcy. Ja kupuję mięso u osiedlowego rzeźnika, który zawsze potrafi doradzić, a przede wszystkim gwarantuje jakość mięsa sprzedawanego już od kilkudziesięciu lat. Ja najbardziej lubię gulasz z szynki, ale - jeśli wolicie bardziej tłuste dania - wybierzcie łopatkę, a nawet karkówkę. Uwaga, schab nie nadaje się do przygotowywania gulaszu, jest zbyt suchy. Kolejnym elementem przygotowywania świetnego gulaszu jest to, czym podlewamy podsmażone mięso. Można oczywiście wodą, ale więcej smaku otrzymamy dodając do gulaszu jakiegoś alkoholu, piwa (świetne jest pszeniczne) albo białego wina. Gulasze "na piwie" najdziecie już na blogu, teraz czas na wino. 

Uwaga! Każde danie z dodatkiem alkoholu możecie bez obaw podawać zarówno dzieciom, jak i osobom prowadzącym pojazdy, ponieważ podczas gotowania procenty wyparowują, pozostawiając jedynie świetny smak. 

Zaczynamy?

Potrzebujemy:
  • około 1,5 kg mięsa wieprzowego
  • 3 średnie cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • około 150 ml białego wytrawnego wina
  • około 350 ml bulionu drobiowego (lub opcjonalnie wody)
  • 2 liście laurowe
  • sól i świeżo mielony czarny pieprz 
  • 2 łyżeczki mąki pszennej

Przygotowanie:

1. Dokładanie umyte i osuszone mięso kroimy na kawałki wielkości około 1,5 x 1,5 cm. Oprószamy delikatnie solą i pieprzem.

2. W dużym garnku lub głębokiej patelni rozgrzewamy tłuszcz. Gdy będzie już bardzo gorący, podsmażamy mięso. Partiami, po kilka - kilkanaście kawałków (w zależności od wielkości dna garnka lub patelni) na raz, na dużym ogniu, na rumiany kolor. Dzięki temu zabiegowi, mięso pozostanie bardziej soczyste i przede wszystkim odda sporo smaku do sosu. Podsmażone kawałki odkładamy na talerz i wrzucamy kolejne, aż do końca.

3. W międzyczasie cebule (lub szalotki) i czosnek obieramy i kroimy w piórka lub półplasterki. Podsmażamy razem z liśćmi laurowymi na tym samym tłuszczu, na którym smażyliśmy mięso (zmniejszamy ogień) do czasu, aż zmięknie i ładnie się zarumieni.

4. Do podsmażonej cebuli z czosnkiem dodajemy kawałki mięsa. Dolewamy wino i bulion (lub wodę), przykrywamy i dusimy do miękkości przez około godzinę - półtorej, co jakiś czas mieszając i w razie potrzeby podlewając bulionem lub wodą.

5. Gdy mięso całkiem zmięknie, możemy sos zagęścić i ostatecznie doprawić. Do kubka wsypujemy mąkę, wlewamy trochę zimnej wody (około 1/3 kubka) i dokładnie mieszamy. Nie może być grudek! Taką miksturę wlewamy do sosu i mieszamy wszystko. Po chwili sos powinien gęstnieć. Doprowadzamy do wrzenia. 

6. Na koniec doprawiamy wszystko solą i pieprzem. Gotowe!

Gulasz podajemy z ulubionymi dodatkami, kluskami, kaszą lub ziemniakami. Ja przygotowałam jeszcze surówkę z kiszonej kapusty, marchewki i jabłka.


Surówka z kiszonej kapusty:

Składniki:
  • kiszona kapusta dobrej jakości
  • jabłko (jedno na około 250 g kapusty, ale wszystko zależy od jej kwasowości)
  • marchewka (jedna mała na około 250 g kapusty)
  • łyżka lub dwie oleju rzepakowego

Przygotowanie:

Kapustę siekamy. Dodajemy jabłko obrane i starte na tarce o grubych oczkach, marchewkę, startą na oczkach małych i olej. Mieszamy i gotowe!

środa, 21 lutego 2018

boczniaki z patelni



W sezonie "grzybowym" zamrażam duże ilości podgrzybków, prawdziwków czy kurek, by potem w środku zimy rozkoszować się ich smakiem. Uwierzcie mi, kupić dobrej jakości mrożone grzyby w normalnej cenie graniczy z cudem. A rozkoszą jest pyszna, gorąca zupa grzybowa w mroźny wieczór albo gulasz z prawdziwkami na niedzielny obiad, gdy na dworze temperatura oscyluje w okolicach zera. Co zrobić jednak, gdy zapasy grzybowe "wyparowały" albo - co gorsze - w ogóle ich nie zrobiliśmy?

Nie przepadam za pieczarkami i używam ich bardzo rzadko, głównie tych brązowych. Jak to mówiła babcia Uta "pieczarki to nie grzyby". Dla mnie pieczarki nie mają "leśnego smaku". Trudno jednak odnaleźć smak lasu w grzybach, hodowanych w wielkich szklarniach. Długo szukałam tego smaku w grzybach hodowlanych, ale odnalazłam go - no może w zbliżonej wersji - w boczniakach. Wystarczy je tylko dobrze podsmażyć (nawet do zupy), by wydobyć ten głęboko skrywany aromat.

Dzisiaj przepis na banalny dodatek do obiadu - właśnie z boczniaków, choć ja lubię je w tej wersji także jako danie główne, np. ze świeżą bagietką. Proste i ekspresowe, a co najważniejsze także bardzo smaczne.


Składniki:
  • oczyszczone boczniaki (większe możemy przekroić na połówki lub ćwiartki)
  • masło klarowane 
  • kilka ząbków czosnku (pokrojonych w plasterki)
  • posiekana natka pietruszki
  • sól i świeżo mielony pieprz


Przygotowanie:

Na patelni rozgrzewamy masło razem z czosnkiem. Im szybciej dodamy czosnek do chłodnego masła, tym więcej smaku odda. Gdy czosnek zacznie się już mocno zarumieniać, dodajemy boczniaki. Smażymy je na dość dużym ogniu aż ładnie się zarumienią z każdej strony.

Na koniec doprawiamy je solą i świeżym pieprzem i posypujemy posiekaną natką pietruszki.

Smacznego!

wtorek, 20 lutego 2018

sernik z mikrofalówki w 5 minut



Zdarzają się dni, kiedy mam mniej pracy i mogę więcej czasu poświęcić swojej pasji - gotowaniu, ale także takie, kiedy ogrom pracy mnie dobija i kończy się na mało skomplikowanych obiadach w 15 minut. Jednak często pojawia się problem, kiedy oprócz ekspresowego obiadu potrzebuję jeszcze błyskawicznego deseru. Na blogu pojawiło się już brownie z mikrofalówki (przepis znajdziecie tutaj), ale postanowiłam poszukać rozwiązania na taki sernik.

Przepisu szukałam długo. Mnóstwo czasu poświęciłam także na to, by go dopracować. Przyznam szczerze, że nie zastąpicie takim sernikiem sernika klasycznie upieczonego, bo ten w 5 minut mu na pewno nie dorównuje, ale jeśli potrzebujecie deseru błyskawicznego, będziecie zadowoleni. "Ciastko" jest smaczne i na pewno zaspokoi potrzebę na "coś słodkiego"

Ja swój sernik posypałam zmiksowanymi pistacjami w karmelu, ale możecie znaleźć inne dodatki, np. gorzkie kakao albo jakieś owoce. Zaczynamy?


Składniki (na 2 serniki):
  • 100 g twarogu sernikowego (albo innego, trzykrotnie zmielonego)
  • 100 ml śmietanki kremówki
  • 1 jajko
  • 2 czubate łyżki cukru pudru
  • łyżeczka mąki ziemniaczanej
  • kilka kropel naturalnego ekstraktu waniliowego (opcjonalnie)
  • około 60 g ciastek owsianych lub innych kruchych
  • łyżka masła
+ do posypania: np. posiekane orzechy


Przygotowanie:

1. Masło roztapiamy i mieszamy z pokruszonymi na "mąkę" ciasteczkami. Wysypujemy je na spód dwóch kubków, ugniatamy lekko i wstawiamy na chwilę do lodówki.

2. Twaróg miksujemy ze śmietanką, jajkiem, cukrem, mąką ziemniaczaną i - jeśli używamy - także ekstraktem waniliowym. Masę (uwaga, jest dość rzadka) wylewamy do kubków.

3. "Pieczemy" w mikrofalówce, na najwyższej mocy przez 2 minuty.

Gotowe serniki pozostawiamy do przestygnięcia (chociaż świetnie smakują na ciepło), posypujemy wybranymi dodatkami i już!

Smacznego!

piątek, 16 lutego 2018

krem cytrynowy z owocami i białą czekoladą

 


Nie wiedziałam o istnieniu orgazmicznego smaku, dopóki nie spróbowałam tego deseru w jednej z moich ulubionych wrocławskich restauracji. Po pierwszej łyżeczce zwala z nóg. Nie chce się niczego więcej. Odkąd go odkryłam, nie zamawiam już nic innego. Ba! Zamawiam go zawsze i proszę obsługę, by przynieśli mi go przed daniem głównym! Nigdy wcześniej ani później nic takiego nie zrobiłam. Tylko dla tego deseru jestem w stanie zrezygnować z klasycznej przystawki. Tylko dla tego deseru jestem w stanie złamać dietę! Nie zapytałam o przepis, bo nie wypada, ale postanowiłam odtworzyć go według mojego - chyba nie najgorszego - smaku. 


Klasycznie deser ten podawany jest z borówkami amerykańskimi, pokruszonymi migdałami i białą czekoladą. Ponieważ nie zawsze mam borówki czy migdały, kombinuję z innymi dodatkami. Ważne, by owoce nie były za słodkie i pięknie kontrastowały z kwaśnym kremem i słodką czekoladą. Popełniłam go już z wydrążonymi z pestek winogronami, z pestkami granatu i pistacjami, a teraz stanęło na dojrzałym mango i kwaskowatej marakui.

W przepisie kwaśną śmietanę można zamienić kremówką (ubić ją na sztywno). Na początku faktycznie tak robiłam, ale raz kupiłam złą śmietanę i nie miałam wyjścia, musiałam do kremu dodać kwaśną. Posmakowało mi bardziej. Krem jest lżejszy, bardziej kwaśny. Ale oczywiście zróbcie tak, jak uważacie :)


Na 4 większe porcje (lub 6 mniejszych) potrzebujemy:
  • 2 cytryny, porządnie wyszorowane i osuszone
  • 3 łyżki cukru
  • 1 - 2 łyżki cukru pudru (do smaku)
  • opakowanie serka mascarpone (około 250 g)
  • kubek kwaśnej śmietany (około 200 ml)
  • garść ulubionych owoców
  • około 50 g posiekanych orzechów lub migdałów
  • około 1/3 tabliczki białej czekolady, posiekanej

Przygotowanie:

1. Jedną z dwóch cytryn obieramy ze skórki ostrym nożykiem, ale tak by nie odkrajać białej (gorzkiej części). Skórkę tę wrzucamy do małego rondelka, dolewamy sok wyciśnięty z dwóch cytryn, dodajemy 3 łyżki cukru, wlewamy około 1/3 szklanki wody i zagotowujemy. Gotujemy na jak najmniejszym ogniu do czasu, aż syrop zgęstnieje i zmniejszy objętość o połowę. Wyciągamy skórki (już nam się nie przydadzą) i zostawiamy syrop do ostygnięcia.

2. W dużej misce ubijamy mikserem kwaśną śmietanę przez około 5 minut. Nie zwiększy objętości tak jak kremówka, ale napowietrzymy ją i będzie bardziej puszysta.

3. Do dużej miski wkładamy mascarpone, wlewamy ostudzony syrop i miksujemy. Dodajemy cukier puder do smaku (w kremie powinniśmy wyczuwać smak kwaśny) i kwaśną śmietanę.

4. Gotowy krem przekładamy do szklaneczek, pucharków lub innych naczyń, dekorujemy owocami, czekoladą i orzechami lub migdałami. Odstawiamy do lodówki na minimum godzinę.

Ważne! Krem powinien zostać w lodówce do czasu podania, ponieważ dość szybko traci swoją kremową i gęstą konsystencję w temperaturze pokojowej.

Smacznego!
 

czwartek, 15 lutego 2018

najlepsze kotlety mielone z indyka i sos cebulowo - winny



Podczas studiów mieszkanie dzieliłam z moją przyjaciółką. Gotowałam wtedy dużo rzadziej i mniej chętnie niż dziś, częściej stołowałyśmy się "w mieście". Jednak zazwyczaj w weekendy, głównie po tak zwanej ciężkiej nocy, wspólnie lub na zmianę przygotowywałyśmy tzw. "obiad idealny". Z czego składał się ów obiad? Miałyśmy kilka niezmiennych zestawów: schabowy, ziemniaki i mizeria (czasem mizerię zamieniałyśmy na marchewkę z groszkiem) lub mielony, ziemniaki i kiszona kapusta (czasem na ciepło). Chociaż już od kilku lat nie mieszkamy wspólnie, jeśli rozmawiamy o obiedzie idealnym (a naprawdę często rozmawiamy o jedzeniu) zawsze wymieniamy właśnie te dwa zestawy. Czasem, gdy do siebie telefonujemy, gdy w odpowiedzi na pytanie "co masz na obiad?", słyszymy o którymś z naszych obiadów idealnych, mówimy "oooo zazdroszczę". 


Dziś na tapecie kotlety mielone. Chyba pierwszy raz na blogu, choć prowadzę go już od blisko 4 lat. Przepraszam za to niedopatrzenie :) Można je przygotować chyba z każdego mięsa, ale ja najbardziej lubię te z indyka. Są lżejsze, mniej tłuste. O czym należy pamiętać przygotowując mielone? Po pierwsze i najważniejsze powinniśmy kupić najlepszej jakości mięso. Świeże, najlepiej mielone w domu lub przez rzeźnika na naszych oczach. Powinniśmy wybierać kawałki bardziej tłuste, bo w przypadku "chudego" miesa kotlety będą suche o konsystencji płyty pilśniowej. Na mielone z indyka najlepsze będzie mięso z udźca. To podstawa.

Po drugie, ważny jest także sposób i temperatura smażenia. Kotlety smażymy na porządnie rozgrzanym tłuszczu, na niewielkim ogniu, by zdążyły usmażyć się wewnątrz. Czasem, w przypadku dużych kotletów, po obsmażeniu z dwóch stron na złoto, przykrywam patelnię pokrywką. I zawsze sprawdzam na jednym z kotletów, czy usmażyły się prawidłowo. 

To dwie najważniejsze zasady przy przygotowywaniu najlepszych kotletów mielonych. Możemy zaczynać?


Składniki:

kotlety:
  • około 600 g mięsa mielonego z udźca indyczego
  • 1 niewielka cebula, posiekana w drobną kostkę i podsmażona wcześniej do miękkości na odrobinie oleju
  • 1 małe jajko
  • 1/2 czerstwej bułki, namoczonej przez kilka minut w mleku (jeśli nie macie czerstwej bułki, ale macie bułkę tartą, dodajcie do mięsa 1 - 2 łyżki, oczywiście bez namaczania)
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • bułka tarta do obtoczenia
  • olej rzepakowy lub smalec do smażenia (ja wybrałam olej)
sos:
  • 2 duże cebule, pokrojone w piórka lub półplasterki
  • 2 łyżki masła
  • około 100 ml białego wytrawnego wina
  • liść laurowy
  • sól i świeżo mielony pieprz

+ dodatki: ja podałam moje kotlety z kaszą jęczmienną i ogórkiem kiszonym (ach, jak lubię klasykę), ale możecie zmienić dodatki, podać np. puree ziemniaczane i jakąś surówkę


Przygotowanie: 


Zaczynamy od kotletów.

1. Mięso mieszamy z cebulą, jajkiem i bułką (odsączoną z mleka). Doprawiamy solą i pieprzem. Wszystko dokładnie zagniatamy ręcznie, lekko ubijając dłonią. Dzięki temu napowietrzamy mięso, a to sprawi, że będzie bardziej puszyste i delikatniejsze po usmażeniu.

2. Na patelni porządnie rozgrzewamy tłuszcz.

3. Z mięsa formujemy kulki (ja lubię mniejsze kotlety), obtaczamy w bułce tartej, lekko spłaszczamy i układamy na rozgrzanym tłuszczu. Najlepiej po  4 - 5 na raz, żeby smażyły się równomiernie.

4. Smażymy po kilka minut z każdej strony, tak jak wspominałam wcześniej, na niewielkim ogniu. Możemy przykryć patelnię pokrywką.


W międzyczasie przygotowujemy sos i gotujemy kaszę (lub ziemniaki).

Na patelni rozgrzewamy łyżkę masła. Wrzucamy liść laurowy i cebulę i podsmażamy kilka minut, na niewielkim ogniu, do miękkości i delikatnego zarumienienia. Wlewamy wino i czekamy aż lekko odparuje. Potrwa to minutę lub dwie. Na sam koniec, po wyłączeniu ognia pod patelnią (bardzo ważne!) doprawiamy sos solą i pieprzem i dodajemy drugą łyżkę masła. Mieszamy delikatnie. Rozpuszczone masło sprawi, że dość rzadki sos zamieni się w piękną emulsję.

Kotlety podajemy na gorąco z wybranymi dodatkami i sosem.

Smacznego!

środa, 14 lutego 2018

espresowy deser: wiśnie + jogurt + bezy



Szukacie pomysłu na ekspresowy deser walentynkowy? Nie macie ochoty na długie godziny spędzone w kuchni, a chcecie sprawić komuś ogromną radość? Nie macie piekarnika, a chcecie poczęstować ukochaną osobę czymś pysznym? Jeśli na którekolwiek z tych pytań, odpowiedzieliście twierdząco, ten ser jest dla was!

Uwaga! Ze względu na to, że bezy szybko nasiąkają, najlepiej złożyć deser tuż przed podaniem. Ale możemy poszczególne części (wiśnie i jogurt) przygotować wcześniej i tylko przełożyć do pucharków czy szklanek w ostatniej chwili.


Potrzebujemy (na 2 porcje):
  • około pół opakowania mrożonych wiśni/malin/truskawek lub innych owoców (ja lubię wiśnie, bo są kwaśne i świetnie łączą się ze słodkimi bezami)
  • 1 kubek greckiego jogurtu
  • cukier waniliowy (najlepiej przygotowany samodzielnie, przepis tutaj, a jeśli nie macie, kupcie ten z prawdziwą wanilią)
  • bezy (po 2 - 3 na osobę)
  • 1 płaska łyżeczka mąki ziemniaczanej

 Przygotowanie:

1. Mrożone owoce przekładamy do rondelka. Dolewamy około 1/4 szklanki wody i czekamy, aż owoce się zagotują. Gdy zaczną wrzeć, do kubka wsypujemy mąkę ziemniaczaną i dolewamy 1/4 szklanki zimnej wody. Mieszamy i wlewamy do owoców. Szybko mieszamy i - gdy znów zaczną wrzeć - odstawiamy z ognia. Zostawiamy do przestygnięcia.

2. Jogurt mieszamy z cukrem waniliowym, do smaku. Ja nie lubię, gdy jest zbyt słodki, ale to wam powinien smakować.

3. Na dno szklanek, kieliszków lub pucharków wkładamy część wiśni. Na to jogurt i pokruszona w dłoni beza. Czynność powtarzamy.

Smacznego! Happy Valentinesday!

brownie idealne



Dziś Walentynki. Światowe święto zakochanych. Dla jednych okazja do okazania wielkiej miłości, dla innych światowy dzień kiczowatych czerwonych serduszek i - jak powiedziała moja ulubiona kwiaciarka - najdroższych róż w całym roku.

Niezależnie od tego, czy je obchodzimy czy nie, warto zjeść coś czekoladowego. Po pierwsze to najlepszy afrodyzjak, jaki zna świat, a po drugie nie ma nic lepszego.

Przepis na to brownie znalazłam już kilka lat temu, jeszcze zanim rozpoczęłam moją przygodę z blogowaniem, w jednym z numerów "Wysokich Obcasów", gdzie Pani Agnieszka Kręglicka prowadziła cyklicznie swoją kulinarną kolumnę. Minęło już mnóstwo czasu, bloga prowadzę już ponad cztery lata, a do dziś nie znalazłam lepszego przepisu. Idealne brownie powinno mieć mnóstwo gorzkiej czekolady najlepszej jakości i minimalną ilość mąki. Po upieczeniu powinno pozostać lekko płynne. W oryginalnym przepisie Pani Agnieszka dodaje do ciasta 50 gramów orzechów włoskich, ale ja lubię ciasta czekoladowe bez dodatków, dlatego ten składnik pominęłam. Jeśli macie ochotę, proszę bardzo :)


Potrzebujemy:

  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady najlepszej jakości o zawartości kakao min. 70 % (200 g)
  • kostka masła (200 g)
  • 300 g cukru
  • 100 g mąki
  • 6 jaj z chowu ekologicznego (innych nie kupuję)

Przygotowanie:

1. Czekoladę z masłem roztapiamy w kąpieli wodnej i pozostawiamy do ostygnięcia. Ja to robię w mikrofalówce. W misce rozpuszczam masło. Do gorącego wrzucam połamaną czekoladę i czekam aż się roztopi. Mieszamy i gotowe.

2. Piekarnik rozgrzewamy do 200 st. C bez termoobiegu.

3. Jajka ubijamy z cukrem na gęstą, puszystą i prawie białą masę. Ciągle ubijając dodajemy stopniowo mąkę, a następnie przestudzoną czekoladę z masłem.

4. Ciasto wylewamy na dużą, prostokątną blaszkę, wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy 18 - 20 minut (warto nastawić minutnik). Jeśli wolicie ciasta bardziej zwarte, pieczcie 20 minut.

Gotowe ciasto pozostawiamy do ostygnięcia i zajadamy!

Smacznego!


wtorek, 13 lutego 2018

kurczak w pięciu smakach



Uwielbiam potrawy kuchni azjatyckiej! Japońskie, tajskie, chińskie, indyjskie. Wszystkie! Sushi, curry, wszelkie stir - fry (ekspresowe dania z woka) czy zupy, szczególnie wietnamską Pho. W większości to bardzo wdzięczne dania do przygotowywania w domu, głównie dlatego, że ekspresowe (nie wszystkie, rzecz jasna). Należy jednak zaopatrzyć się w podstawowe azjatyckie składniki. Inne dla kuchni tajskiej, inne dla japońskiej. Ja zazwyczaj robię zakupy w delikatesach orientalnych, gdzie czuję się jak mała dziewczynka w sklepie z zabawkami. Uwielbiam! Zawsze spędzam tam mnóstwo czasu, studiując etykiety i wymyślając, do czego można to wykorzystać. Pamiętam najwspanialszy sklep z produktami kuchni chińskiej, w Berlinie, w pobliżu Hackesher Markt, jaki dotychczas widziałam. Na powierzchni handlowej wielkości przeciętnej biedronki, sprzedawane były tylko chińskie produkty. W dodatku wszystko opisane było po chińsku, kasjerki nie mówiły po niemiecku i trzeba było się tylko zastanawiać, co mamy akurat w dłoniach. Wspaniała przygoda. Jeśli jednak nie macie takich możliwości, jeśli nie macie w pobliżu domu sklepu typu "kuchnie świata" możecie zamówić większość składników w internecie.

Takie dania jak to, to świetny sposób na "wyczyszczenie" lodówki. Składniki warzywne podane poniżej niech stanowią tylko pomysł. Możecie któreś pominąć albo coś dodać. Rozwińcie wyobraźnię i dodajcie do kurczaka i makaronu warzywa, które lubicie albo które akurat należy z lodówki sprzątnąć :)


Składniki:
  • ulubiony azjatycki makaron lub ryż (w moim przypadku gryczane soba)
  • 1 duża pierś z kurczaka, pokrojona  w cienkie paski
  • 1 duża cebula, pokrojona w piórka
  • 1/2 marchewki, drobno posiekanej w słupki
  • 1/2 papryki, pokrojonej w cienkie słupki
  • 1/2 średniej cukinii, pokrojonej w cienkie słupki
  • garść groszku cukrowego
  • kilka kolb mini kukurydzy (pokrojonych na mniejsze kawałki)
  • ostra papryczka (do smaku, jeśli nie lubicie bardzo pikantnych dań, wrzućcie 1/3 albo 1/2 papryczki)
  • sos sojowy do smaku (zamiast soli)
  • olej rzepakowy do smażenia

marynata do mięsa:
  • 2 łyżeczki przyprawy "pięć smaków" (uwaga, przyprawa jest cholernie aromatyczna, łatwo z nią przesadzić!)
  • łyżeczka miodu
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • łyżka oleju rzepakowego

Przygotowanie:

1. Zaczynamy od zamarynowania mięsa. Najlepiej zrobić to 2 - 3 godziny wcześniej, a minimalnie pół godziny przed smażeniem.

Wszystkie składniki marynaty mieszamy z kawałkami mięsa. Przykrywamy folią i odstawiamy.

2. Makaron przygotowujemy według wskazań z opakowania.

3. W woku lub dużej, głębokiej patelni rozgrzewamy olej. Musi być naprawdę gorący, by wszystko się smażyło, a nie zaczęło gotować. Zaczynamy od wrzucenia mięsa. Smażymy 2 minuty, często mieszając.

4. Dalej wrzucamy wszystkie warzywa. Pamiętajmy o dużym ogniu pod wokiem! Smażymy wszystko kilka minut, często mieszając. Warzywa powinny pozostać al dente. Nie ma nic gorszego niż rozgotowane warzywa w daniach kuchni azjatyckiej.

5. Na koniec wrzucamy do woka odcedzony makaron i wszystko jeszcze raz mieszamy. Doprawiamy także sosem sojowym, jeśli jest taka potrzeba.

Podajemy od razu, na gorąco albo zabieramy do pracy/szkoły w pudełku.

Smacznego!

poniedziałek, 12 lutego 2018

szpinakowe kluski śląskie


Ostatnio pisałam wam o "zero waste cooking", czyli o gotowaniu bez odpadów. Bardzo popularna akcja wśród Amerykanów i mieszkańców Europy Zachodniej, poszerza swoje kręgi również na Polskę. Nie lubię wyrzucać jedzenia. Tak sobie myślę, że jeśli choć kilka osób przeglądając tego bloga zastanowi się nad problemem milionów ton wyrzucanego jedzenia i zastosuje się do choćby kilku moich rad, szczęśliwa będę ogromnie i uznam to za swój sukces.


Po pierwsze i najważniejsze robię zakupy z listą. Często także przez internet, dzięki czemu nie kupuję "oczami", a wybieram tylko te produkty, których naprawdę potrzebuję. Staram się robić plan posiłków na minimum dwa dni z rzędu. Co kilka dni robię przegląd lodówki i wykorzystuję produkty, które za chwilę stracą świeżość. To tak niewiele, a możemy przez to zaoszczędzić masę pieniędzy, a także zadbać o środowisko. Im mniej kupujemy, tym mniej jej produkują, a tym samym korzysta na tym nasza Matka Ziemia.


Ponieważ nie pochodzę ze Śląska, ani nigdy tam nie mieszkałam, nie odczuwam presji niedzielnego obiadu, składającego się z klusek, rolady i modrej kapusty, choć wielce szanuję taką tradycję. Dla mnie odkąd gotuję wszelkie ziemniaczane kluski stanowią po prostu sposób na wykorzystanie ziemniaków, pozostałych z poprzedniego obiadu. Tym razem przygotowałam kluski z dodatkiem szpinaku, po pierwsze dlatego, że nie chciałam, by się zmarnował, a po drugie pomyślałam, że kluski będą naprawdę pięknie wyglądać.
Składniki (na 4 porcje):
  • 1 ziemniaków ugotowanych w mundurkach (Uwaga! Kluski nie udają się, jeśli próbujemy przygotować je z młodych ziemniaków!)
  • około  300 g szpinaku świeżego lub opakowanie szpinaku mrożonego w liściach (450 g)
  • 250 g mąki ziemniaczanej
  • 2 - 3 jajka
  • łyżeczka masła
  • sól

Przygotowanie:

1. Szpinak podsmażamy na patelni na odrobinie masła do czasu aż zmniejszy objętość i porządnie odparuje (w przypadku szpinaku świeżego) lub podsmażamy do czasu aż się rozmrozi i odparuje większość wody (szpinak mrożony). Im mnie wody w szpinaku tym lepiej.

2. Ugotowane ziemniaki obieramy ze skórek i przeciskamy przez praskę. Jeśli ugotowaliśmy je wcześniej, podgrzewamy je np. w kuchence mikrofalowej. Dokładnie mieszamy ze szpinakiem, mąką ziemniaczaną, 2 jajkami i dużą szczyptą soli. Trzecie jajko możemy dodać, jeśli dwa poprzednie były niewielkie.
3. Z ciasta formujemy kulki, każdą naciskamy palcem, tworząc wgłębienie.
4. Kluski gotujemy partiami w osolonym wrzątku, około 2 minut od wypłynięcia. Wyciągamy łyżką cedzakową i podajemy.

Kluski świetnie smakują z podsmażonym boczkiem, masłem lub z sosem i mięsem, np. z gulaszu.

Smacznego!

niedziela, 11 lutego 2018

włoska pizza Gennaro



Kilka dni temu obchodziliśmy Tłusty Czwartek, narodowe święto, podczas którego na śniadanie, obiad i kolacje większość Polaków zajada pączki, przegryzając je w ramach deseru i podwieczorku faworkami i innymi oponkami. Nie ukrywam, lubię to święto pewnie nawet bardziej niż Wielkanoc, ale w tym roku podekscytowana byłam jeszcze bardziej na myśl o dniu następnym.


W piątek 9 - tego lutego obchodziliśmy w tym roku Międzynarodowy Dzień Pizzy! W związku z tym chciałabym pokazać wam przepis na pizzę, którą jakiś czas temu znalazłam w książce "Dwaj łakomi Włosi" i od tego czasu stał się  moim ulubionym. Autorzy książki ś.p. Antonio Carluccio i Gennaro Contaldo to Ojcowie Chrzestni kuchni włoskiej. Zaprzyjaźnieni z Jamie Oliverem tworzyli programy, w których z taką pasją opowiadali o jedzeniu, że za każdym razem musiałam lecieć do kuchni po jakieś włoskie przekąski. Piszę o nich w czasie przeszłym, ponieważ Antonio zmarł w zeszłym roku w wieku 80 lat. Na szczęście pozostały po nim dziesiątki odcinków "Antonio Carluccio ucztuje w Italii", dostępne na youtube kanału BBC.

Wracając do pizzy, ja lubię taką z minimalną ilością składników. Dla mnie pizza tak ciężka od dodatków, że nie można utrzymać jej w dłoni, jest po prostu niejadalna. Moja ulubiona to margherita z dodatkiem kilku filecików anchois, ale dziś przygotowałam trochę inne propozycje. Może się zainspirujecie :)


Składniki:

ciasto:
  • 500 g mąki chlebowej lub pszennej typ 450 lub 500
  • 10 g świeżych drożdży (lub łyżeczka suchych)
  • około 325 ml letniej wody
  • łyżeczka soli

sos:
  • słoiczek koncentratu pomidorowego
  • ząbek czosnku
  • suszone bazylia
  • sól i pieprz
  • łyżeczka oliwy

+ mozzarella i inne smakołyki, takie jakie lubicie najbardziej


Przygotowanie:

Ciasto:

1. Drożdże mieszamy w wodzie i wlewamy do mąki z solą. Wszystko dokładnie mieszamy i zagniatamy do połączenia składników. Jeśli ciasto zbyt mocno klei się do dłoni, podsypujemy je odrobiną mąki. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 5 minut.

2. Po tym czasie zagniatamy ponownie. Tym razem długo i cierpliwie około 10 minut. Najważniejsze, by rozciągać ciasto jednocześnie lewą ręką do siebie i prawą od siebie, aż stanie się gładkie i sprężyste. Właśnie ten moment sprawia, że pizza wyciągnięta z piekarnika jest taka pyszna!

3. Zagniecione ciasto dzielimy na kawałki (3, jeśli chcemy przygotować duże pizze; 6 - jeśli tak jak ja, chcecie podać mini pizze). Formujemy kule, przykrywamy ściereczką i znowu pozostawiamy do wyrośnięcia na około 30 minut, w ciepłe miejsce. 

4. Po tym czasie ciasto rozwałkowujemy lub rozciągamy dłońmi.


Sos pomidorowy i pieczenie pizzy.

1. Ja sos przygotowuję na bazie koncentratu pomidorowego. Wiem, wiem, Włosi robią go z pomidorów w puszce długo smażonych, aż odparują, ale ja nigdy nie mam na to czasu. Słoiczek koncentratu mieszam z ząbkiem czosnku, przeciśniętym przez praskę, solą, pieprzem, odrobiną suszonej bazylii i łyżeczką oliwy.

2. Piekarnik rozgrzewamy do temperatury 250 st. C bez termoobiegu z grzaniem od góry i dołu.

3. Pizzę smarujemy sosem, układamy na niej ulubione składniki i pieczemy około 15 minut. Długość pieczenia zależy przede wszystkim od grubości ciasta, dlatego powinniśmy kontrolować pizzę podczas pieczenia. Gotowa ma być rumiana i delikatnie przypieczona od spodu.

Buon apetitto!


Moje propozycje na składniki:



mozzarella + suszone oregano



 mozzarella + świeży czosnek w plastrach + suszone oregano


mozzarella  + cebula  + pomidory + suszone oregano


mozzarella + salami (dobrej jakości ) + suszone oregano
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...