Kilkanaście dni temu przyjemnie się ochłodziło. Z 35 stopni zrobiło się 25. Było przyjemnie. Teraz jednak, od kilku dni, jest stopni kilkanaście. I jest mi zimno. Wiem, nie powinnam marudzić, bo za jakiś czas o 15 stopniach będę marzyć. Ale póki co, marznę. Wypijam hektolitry gorącej herbaty, a wczoraj w nocy, gdy wychodziłam z psem na spacer, ubrałam zimową kurtkę. Gdy widzę ludzi w krótkich rękawkach albo (o zgrozo!) w sandałach, to aż mną telepie. Być może to jakieś przesilenie i zaraz się przyzwyczaję, ale teraz mi zimno. A na zimno dobrze działa zupa. Nie byle jaka. O tej porze roku ze świeżych pomidorów, oczywiście. Teraz jeszcze są - najlepsze, słodkie i pachnące, pełne smaku. Ponieważ na blogu znajdziecie już krem z pieczonych, czerwonych pomidorów, postanowiłam upiec żółte.
Tak prostej zupy chyba nie robiliście. Wstawiacie pomidory do piekarnika i zajmujecie się swoimi sprawami. Po godzinie blendujecie wszystko na gładki krem i gotowe. Nieziemsko pysznie i lekko.
Składniki:
- 2 kg świeżych, dojrzałych żółtych pomidorów (o tej porze roku są ogólnodostępne, w dobrych warzywniakach)
- kilka listków laurowych (3 - 4 szt. - ja miałam świeże, ale możecie użyć suszonych)
- 2 ząbki czosnku, przekrojone na połówki
- kilka kropel oliwy z oliwek
- sól i świeżo mielony pieprz
Przygotowanie:
1. Piekarnik rozgrzewamy do 230 st. C bez termoobiegu.
2. Umyte i osuszone pomidory przekrajamy na połówki i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Skrapiamy oliwą z oliwek, dodajemy kilka listków laurowych, kawałki czosnku, posypujemy odrobiną soli i wstawiamy do piekarnika na około godzinę.
3. Po godzinie przekładamy pomidory (razem z sokiem) do garnka i blendujemy na gładki krem. Przecieramy przez sito, by był jeszcze bardziej aksamitny.
4. Doprawiamy jeszcze odrobiną soli i pieprzu. Gotowe!
Podajemy z tym, na co akurat mamy ochotę - z listkami świeżej bazylii, kleksem kwaśnej śmietany, z odrobiną świeżej mozzarelli lub po prostu z zarumienioną grzanką.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz