piątek, 27 lipca 2018

tarta z domowym budyniem i malinami



Wybaczcie, że znów kilka dni mnie tu nie było, ale przyjechały do mnie dzieci mojej kuzynki, a że pretenduję do miana najlepszej ciotki świata, poświęciłam im cały swój czas. Ale teraz wracam, z najlepszą tartą z kremem budyniowym!

Jakiś czas temu przygotowałam domowy budyń. To banalnie proste, a smakuje o niebo lepiej niż budyń z paczki. W ogóle właściwie ciężko to porównywać. Naturalna wanilia i żółtka z dobrych jajek robią swoje. 

Teraz postanowiłam taki domowy budyń wyłożyć na kruche ciasto, dodać owoce i przygotować naprawdę dobrą tartę. W dodatku banalnie prostą :)


Składniki:
  • maliny (można zamienić na borówki albo truskawki, albo jeszcze inne owoce)

ciasto:
  • 130 g zimnego masła 
  • 175 g mąki pszennej 
  • łyżka zimnego mleka
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 1 żółtko od kur z wolnego wybiegu (białka warto wykorzystać do przygotowania bezy lub kokosanek)
  • szczypta soli

krem:
  • 2 szklanki mleka
  • 3,5 łyżki cukru z prawdziwą wanilią (jak go zrobić, dowiesz się tutaj)
  • ziarenka z połowy laski wanilii 
  • łyżka masła 
  • 2 łyżki skrobi ziemniaczanej 
  • 2 żółtka od kur z wolnego wybiegu

Przygotowanie:

ciasto kruche:

1. Mąkę przesiewamy, dodajemy masło i siekamy szybko nożem do momentu, kiedy ciasto będzie przypominać kruszonkę. Dodajemy żółtko, cukier, sól, mleko i szybko zagniatamy.

2. Z ciasta formujemy kulę, owijamy folią spożywczą i odkładamy do lodówki na około 30 minut. 

3. Formę na tartę smarujemy masłem. Schłodzone ciasto rozwałkowujemy i wykładamy na formę. Na ciasto wykładamy papier do pieczenia, a na papier wysypujemy kulki ceramiczne, które obciążą ciasto (może być też sucha fasola).

4. Spód podpiekamy przez 15 minut w piekarniku rozgrzanym do 200 st. C bez termoobiegu. Następnie formę wyjmujemy z piekarnika, usuwamy papier z obciążeniem i pieczemy kolejne 10 - 12 minut, aż spód ładnie się zarumieni.

5. Gotowy spód pozostawiamy do całkowitego ostygnięcia.

W międzyczasie przygotowujemy krem.


krem:

1. W garnuszku zagotowujemy 1,5 szklanki mleka razem z cukrem waniliowym, ziarenkami wanilii i masłem.

2. 1/2 szklanki mleka mieszamy z żółtkami i skrobią ziemniaczaną. 

3. Gdy mleko zacznie wrzeć, wlewamy mleko z jajkami i energicznie mieszamy trzepaczką. Gotujemy jeszcze kilkadziesiąt sekund. Gotowy budyń pozostawiamy do przestygnięcia. Warto na wierzchu położyć folię spożywczą (tak, żeby dotykała wierzchu kremu), dzięki czemu unikniemy powstania kożucha.

4. Ostudzony budyń przekładamy na podpieczone ciasto. Na wierzchu układamy świeże maliny.

Gotowe!

Smacznego!

czwartek, 19 lipca 2018

najlepsze mielone wołowo - wieprzowe i sos z podgrzybków



Kotlety mielone. Obok schabowych chyba najbardziej znane mięsne polskie danie. Pewnie co inna kucharka, to inna receptura. Jednak jest kilka podstawowych zasad, których trzeba przestrzegać, by zrobić kotlety idealne.

Po pierwsze mięso. Im lepszej jakości, tym lepsze kotlety. Ja kupuję mięso w sprawdzonym źródle. Jest droższe niż to w przeciętnym markecie, ale uczciwie mówię, że wolę jeść mięso rzadziej, ale lepszej jakości. Ja mięso mieszam. Tzn. mieszam wołowe z wieprzowym. Bo mielone z samego wołowego jest dla mnie za suche, a z samego wieprzowego z kolei za tłuste. I jeszcze jedno. Jeśli macie taką możliwość kupujcie mięso w kawałku i mielcie sami lub poproście rzeźnika o zmielenie.

Po drugie sposób smażenia. Nie ma nic gorszego niż przesuszone lub niedosmażone mielone. Ja smażę tak. Najpierw na dużym ogniu z dwóch stron na brązowo, a potem zmniejszam ogień do minimum, przykrywam patelnię pokrywką i smażę jeszcze około 8 minut.

Po trzecie dodatki. Na pewno czerstwa bułka namoczona w mleku. Jedna niewielka na około 500 g mięsa. Dodaje kotletom miękkości. Na pewno cebula. Nie surowa! Podsmażona na odrobinie masła lub oleju rzepakowego na złoty kolor. Dodaje kotletom świetnego smaku. 

A na koniec przygotowując kotlety ważne jest sposób mieszania mięsa z dodatkami. A właściwie uklepywania. Im dłużej, tym lepiej (tzn. około 5 - 7 minut). Warto dolać do mięsa łyżkę bardzo zimnej wody i wklepać ją w mięso. Dzięki temu, kotlety będą bardziej "spulchnione" i bardziej soczyste.

Ja moje dzisiejsze mielone podałam z kaszą i sosem z podgrzybków. Choć mamy połowę lipca, to w niektórych lasach pojawiły się już grzyby. A że od kilku dni nie przestaje padać właściwie w ogóle, na dodatek jest całkiem ciepło, więc jest duża szansa, że za chwilę grzybów będzie coraz więcej. Jeśli nie uda wam się kupić świeżych grzybów, wykorzystajcie mrożone, które spokojnie można kupić w sklepach (ale najpierw je rozmroźcie). 


Składniki:

kotlety:
  • 500 g mielonego mięsa (pół na pół wołowego i wieprzowego)
  • duża cebula
  • 1 czerstwa bułka pszenna (opcjonalnie świeża)
  • szklanka mleka
  • 1 jajko 
  • pół łyżeczki suszonego majeranku (opcjonalnie, choć naprawdę polecam)
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • kilka łyżek bułki tartej
  • olej rzepakowy lub smalec do smażenia
sos:
  • 1 duża cebula, posiekana w kostkę
  • 2 duże ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
  • około 300 - 400 g świeżych grzybów, np. podgrzybków, prawdziwków lub maślaków (można zastąpić grzybami mrożonymi)
  • 100 ml białego wytrawnego wina (można pominąć, ale po co? Wino dodane do sosu dodaje wyjątkowego smaku, a alkohol odparowuje, więc nie ma żadnych zastrzeżeń, by sos zjadły dzieci lub kierowcy)
  • 250 - 300 ml śmietanki kremówki
  • łyżka masła
  • sól i świeżo mielony pieprz

Przygotowanie: 

1. Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na łyżce masła lub oleju na złoto. Zostawiamy do przestygnięcia.

2. Czerstwą bułkę namaczamy w mleku.

3. Zmielone mięso przekładamy do miski. Dodajemy cebulkę, odciśniętą z mleka bułkę, 1 jajko (na 0,5 kg mięsa). Doprawiamy mięso obficie solą i pieprzem. Możemy dodać pół łyżeczki suszonego majeranku. Wszystko dokładnie mieszamy, uklepujemy. Dodajemy łyżkę zimnej wody i dalej uklepujemy.

4. Z mięsa formujemy kotlety. Kształt dowolny. Ja lubię okrągłe, ale znam takie osoby, które zawsze przygotowują kotlety podłużne. Każdego kotleta obtaczamy w bułce tartej.

5. Kotlety smażymy na rozgrzanym smalcu lub oleju (jak wolicie) z dwóch stron na brązowo. Warto pamiętać, by przewracając kotlety nie nakłuwać ich widelcem. Używajcie łopatki lub szczypiec. Nakłuwanie mięsa w trakcie smażenia powoduje, że z mięsa wycieka sok, a co za tym idzie, kotlety nie będą po usmażeniu tak soczyste.

6. Gdy kotlety zbrązowieją, zmniejszamy ogień do minimum, przykrywamy patelnię i smażymy jeszcze 5 - 7 minut, by mięso doszło w środku.

Gotowe!

W międzyczasie przygotowujemy sos.

1. Na patelni rozgrzewamy łyżkę masła. Wrzucamy posiekaną cebulę i czosnek i podsmażamy wszystko do miękkości. 

2. Dodajemy grzyby i podsmażamy. Po kilku minutach wlewamy na patelnię wino i szybko odparowujemy. Gdy wino zmniejszy swoją ilość o połowę, wlewamy na patelnię śmietankę. Doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy do czasu, aż sos zacznie gęstnieć. Wyłączamy ogień pod patelnią.

3. Na koniec doprawiamy wszystko solą i świeżo mielonym pieprzem.

Ewentualnie możemy dodać garść posiekanej natki pietruszki. 

Podajemy kotlety z sosem i ulubionymi dodatkami, u mnie kasza :)

Smacznego!

środa, 18 lipca 2018

żeberka pieczone w piwie


 

Lubię żeberka, ale muszą spełniać pewne warunki. Po pierwsze nie mogą być zbyt tłuste, po drugie muszą idealnie odchodzić od kości (nie ma nic gorszego niż twarde żeberka) i po trzecie muszą być dobrze doprawione. Smakują mi takie przygotowane w stylu tex - mex, najlepiej opiekane na grillu węglowym, ale lubię także takie, przygotowywane w domowy sposób, tak jak robiła moja babcia. Może babcia nie podlewała żeberek piwem, ale ja uważam, że wieprzowina bardzo się z jasnym lubi i jak tylko mogę, dodaję go do mięsa. 

Spokojnie, podczas pieczenia alkohol wyparowuje w 100 %, więc nie ma wątpliwości, że takie żeberka mogą jeść zarówno dzieci, jak i kierowcy. A będą jeść z radością, bo to jest naprawdę pyszne!


Składniki:
  • około 2 kg żeberek wieprzowych dobrej jakości
  • 4 duże cebule, pokrojone na ćwiartki lub ósemki
  • główka czosnku
  • 3 - 4 gałązki świeżego rozmarynu (można zastąpić łyżeczką suszonego)
  • 3 - 4 liście laurowe
  • 0,5 l jasnego piwa
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • olej rzepakowy do smażenia 
+ opcjonalnie: łyżka mąki do zagęszczenia sosu

 
Przygotowanie:

1. Umyte i osuszone żeberka kroimy w paski (po 2 - 3 kostki). Wszystkie dokładnie oprószamy solą i pieprzem.

2. Na patelni rozgrzewamy olej. Podsmażamy żeberka na dużym ogniu, z każdej strony, na złoto - brązowy kolor. Najlepiej nie więcej niż po cztery na raz. Dzięki temu dokładnie się podsmażą, ale nie zaczną dusić.

3. W międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 170 st. C bez termoobiegu.

4. Podsmażone kawałki żeberek przekładamy do naczynia żaroodpornego. Układamy jedno obok drugiego. Gdy podsmażymy już wszystkie, to na tej samej patelni podsmażamy cebulę. Ma się zarumienić, nie musi zmięknąć. 

5. Między żeberka wkładamy kawałki cebuli, liście laurowe, główkę czosnku, przekrojoną na pół lub na trzy części i gałązki świeżego rozmarynu. Zalewamy wszystko butelką piwa, przykrywamy szczelnie folią aluminiową i pieczemy przez 2 godziny.




6. Po około dwóch godzinach sprawdzamy, czy żeberka są miękkie. Jeśli nie, pieczemy jeszcze około 30 minut. Jeśli tak, delikatnie wyciągamy żeberka z naczynia, a cały sos przelewamy przez sito do garnka.

7. Żeberka wkładamy z powrotem do naczynia, zwiększamy temperaturę piekarnika do 200 st. C, włączamy opcję grill lub termoobieg (jeśli nie macie, zwiększcie temperaturę do 220 st. C) i pieczemy jeszcze 10 - 15 minut, aż żeberka pięknie się zarumienią, a nawet lekko zbrązowieją.

8. W międzyczasie przygotowujemy sos. Całe "dobro" z sita przecieramy do garnka z sosem. Wstawiamy na duży ogień i gotujemy, aż sos odparuje i zgęstnieje. Możecie także zagęścić go łyżką mąki pszennej rozmieszanej w 1/3 szklanki zimnej wody. Po dodaniu mąki sos musimy doprowadzić do wrzenia. Gotowy sos doprawiamy pieprzem i, jeśli jest taka potrzeba, także solą.

Podpieczone żeberka podajemy z sosem i ulubionymi dodatkami. U mnie z kopytkami i zasmażanymi buraczkami.

Smacznego!


wtorek, 17 lipca 2018

makaron z bobem i boczkiem



Dziś wariacja na temat klasycznej, włoskiej carbonary. Chyba jednego z najpopularniejszych dań z Półwyspu Apenińskiego. Z dodatkiem bobu, moich ukochanych sezonowych strączków. Ciekawa jestem, jak zareagowali by na to danie Włosi, chociaż wiem, że sami przygotowują podobną pastę z bobem i żółtkami (i z dodatkiem kwiatów cukinii ♡ ).

Jego przygotowanie zajmuje właściwie chwilę, ale koniecznie - z resztą jak większość włoskich past - trzeba to robić tuż przed podaniem. Odgrzewana carbonara jest praktycznie niejadalna! Jednak w przypadku dzisiejszego dania, można część składników przygotować wcześniej, a potem, np. po powrocie z pracy, ugotować tylko makaron i "złożyć" danie. Wystarczy wcześniej ugotować bób i podsmażyć boczek, a tuż przed wrzuceniem do makaronu, porządnie go podgrzać. Dodawany do makaronu musi być gorący!


Składniki (na około 4 porcje):
  • ulubiony makaron
  • 250 g bobu (poza sezonem można użyć mrożonego)
  • około 100 g surowego, wędzonego boczku, pokrojonego w kostkę
  • 2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
  • 3 - 4 łyżki świeżo startego parmezanu lub sera grana padano
  • 4 żółtka
  • sól i świeżo mielony czarny pieprz

Przygotowanie:

1. Bób gotujemy do miękkości w dużej ilości osolonej wody. Ugotowany, jeszcze gorący przelewamy dużą ilością zimnej wody. Dzięki temu po pierwsze - szybciej go schłodzimy, a po drugie - bób zachowa piękny zielony kolor. Ugotowany, przestudzony bób obieramy z łupinek. 

2. Na patelnię wrzucamy boczek i podsmażamy tak długo, aż wytopi się z niego tłuszcz, a sam pięknie się zarumieni. W tym momencie wrzucamy na patelnię czosnek i podsmażamy jeszcze minutę.

3. W międzyczasie gotujemy makaron al dente w dużej ilości osolonej wody.

4. Gdy makaron będzie idealnie ugotowany, odlewamy pół szklanki wody z jego gotowania. To trik włoskich szefów kuchni, by sos był bardziej aksamitny. Woda z gotującego się makaronu ma w sobie skrobię, która dodatkowo zagęści sos. Wystarczy pół szklanki :)

5. Makaron odcedzamy i szybko przerzucamy z powrotem do gorącego garnka. Dodajemy do niego podsmażony boczek z czosnkiem (bez tłuszczu). 

6. Żółtka szybko mieszamy w miseczce i przelewamy do makaronu. Pamiętajcie, by podczas tej operacji cały czas mieszać makaron. Dzięki temu żółtka nie zamienią się w jajecznicę :) Od razu dodajemy wodę z makaronu i parmezan. Szybko mieszamy.

7. Na koniec dodajemy bób i doprawiamy wszystko solą i pieprzem

Uwaga! Punkty 5 - 7 musimy wykonać naprawdę szybko. Tylko tak powstanie pyszny sos i nic się od siebie nie rozdzieli.

8. Makaron jest właściwie gotowy. Możemy posypać go natką pietruszki albo jeszcze odrobiną parmezanu.

Gotowe!

Buon appetito! 

czwartek, 12 lipca 2018

kotlety ziemniaczane z serem



Kotlety ziemniaczane, żadne odkrycie. Ale to dobre, tanie danie może być świetnym pomysłem na zużycie ziemniaków z poprzedniego obiadu albo takich, których po prostu ugotowaliśmy za dużo. Oczywiście można przygotować te kotlety specjalnie gotując ziemniaki, ale warto ugotować je godzinę lub dwie wcześniej. Do ciasta możecie dodać posiekaną natkę pietruszki lub koperek. A w wersji mięsnej, możecie do ciasta ziemniaczanego wkroić kilka plasterków dobrej szynki, drobno posiekanej. Do dzieła!


Składniki:
  • ugotowane w mundurkach i ostudzone ziemniaki 
  • 1 nieduża cebula (na około 1/2 kg ziemniaków) 
  • mąka pszenna (około 2 - 3 łyżek na pół kilograma ziemniaków - ilość mąki zależy tak naprawdę od gatunku ziemniaków) 
  • jajko (1 jajko na pół kilograma ziemniaków) 
  • kulki mozzarelli (ja wykorzystałam jedną, a miałam około 0,5 kg ziemniaków) 
  • sól i pieprz
  •  bułka tarta 
  • łyżka masła 
  • olej rzepakowy do smażenia

Przygotowanie:

1. Ziemniaki przeciskamy przez praskę.

2. Cebulę kroimy w bardzo drobną kostkę i podsmażamy na łyżce masła, aż będzie miękka i złocista.

3. Do ziemniaków dodajemy podsmażoną cebulę, wbijamy jajka i dodajemy mąkę. Doprawiamy solą i pieprzem (kotlety należy doprawić dosyć intensywnie, ponieważ same ziemniaki są dość mdłe). Wszystko dokładnie mieszamy.

4. Z masy ziemniaczanej formujemy kulki wielkości mniejszych piłek tenisowych. Rozpłaszczamy w dłoni, na środku układamy kawałek mozzarelli (około 1 x 2 cm) i formujemy kotlety, pilnując przy tym, by ser był dokładnie przykryty przez ziemniaki.

5. Kotlety obtaczamy w bułce tartej i smażymy na rozgrzanym oleju (na niedużym ogniu) z dwóch stron do momentu, aż staną się złocisto – brązowe.

6. Kotlety podajemy na gorąco, bo tylko wtedy ser idealnie wylewa się ze środka.


Smacznego!

środa, 11 lipca 2018

moja ulubiona lemoniada



Lemoniady to pewnie najpopularniejsze letnie napoje. O różnych smakach i z różnymi dodatkami. Uwielbiam lemoniadę rabarbarową i ogórkową (wkrótce na blogu). Jednak chyba nie ma nic lepszego niż klasyczna lemoniada cytrusowa. Jej przygotowanie zajmuje chwilę, ale, jeśli ktoś myśli, że wystarczy wrzucić plastry cytryny do wody, to grubo się myli. W takim wypadku otrzymujemy po prostu wodę z cytryną. A my chcemy przygotować lemoniadę. Więc jak?


Składniki (na półtoralitrowy dzbanek):
  • 1 cytryna
  • 2 limonki
  • 1 pomarańcza
  • łyżka miodu lub innego "słodzika" (niekoniecznie białego cukru)
  • 1,5 litra zimnej wody
+ opcjonalnie: liście mięty i kostki lodu
 

Przygotowanie:

Cytrynę, limonki i pomarańczę myjemy i sparzamy wrzątkiem. 

Sok z 1/2 cytryny wyciskamy do małego garnuszka. Dodajemy miód (jeśli wolicie słodszą lemoniadę, dodajcie więcej niż łyżkę) i podgrzewamy do czasu, aż całkiem się rozpuści.

Pozostałą część, limonki i pomarańczę kroimy w plastry i wrzucamy do dzbanka. Wlewamy zimną wodę i sok z limonki z miodem. Mieszamy i pozostawiamy na minimum godzinę, by smaki dokładnie się "przegryzły".

Uwaga! Liście mięty dodajemy do lemoniady tuż przed podaniem. Sok z cytrusów powoduje, że liście mięty tracą swój piękny kolor i stają się brązowe i bardzo nieapetyczne.

Gotową lemoniadę uzupełniamy kostkami lodu i gotowe!

Smacznego!

poniedziałek, 9 lipca 2018

klasyczne jagodzianki



Jagodzianki. Wspomnienie z dzieciństwa. Wspomnienie znad Bałtyku. Wprawdzie na blogu znajdziecie już jeden przepis, ale ten jest chyba jeszcze prostszy. W końcu, po wielu próbach i kombinacjach, znalazłam przepis na ciasto drożdżowe, które szybko rośnie, łatwo się wałkuje i klei i - co najważniejsze - długo pozostaje wilgotne. 

Te jagodzianki przygotowałam na spotkanie ze znajomymi. Byliśmy na Spadochronowych  Mistrzostwach Świata na lotnisku Aeroklubu Wrocławskiego w Szymanowie. Tzn. przyjechaliśmy na ceremonię zamknięcia mistrzostw i pokaz Grupy Żelazny. Poniżej trochę zdjęć z pokazu, które wykonał mój kolega.

Ale najpierw jagodzianki.


Składniki (na około 16 bułeczek):

ciasto:
  • około 650 g mąki pszennej tortowej 
  • 2 łyżeczki suszonych drożdży (14 g) 
  • 5 czubatych łyżek cukru 
  • 250 ml ciepłego mleka 
  • 4 duże jajka 
  • 100 g roztopionego masła

nadzienie:
  • duża szklanka jagód
  • czubata łyżka cukru
  • łyżka mąki ziemniaczanej (dzięki niej, nadzienie pozostaje dość zwarte i bułeczki nie nasiąkają sokiem z jagód)

+ kilka łyżek mleka do smarowania bułeczek i składniki na lukier (szklanka cukru pudru i kilka łyżek mleka)
 

Przygotowanie:

1. Do dużej miski wsypujemy mąkę, cukier, drożdże. Dodajemy jajka i mleko. Mieszamy.

2. Gdy wszystkie składniki się połączą, rozpoczynamy wyrabiać ciasto ręcznie. Dodajemy stopniowo pozostałą mąkę i wyrabiamy. Gdy ciasto przestanie się kleić do rąk i będzie elastyczne, dodajemy roztopione masło. Wyrabiamy jeszcze około 10 minut ręcznie lub około 6 minut robotem.

3. Gotowe ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na około 45 minut.
 
4. W międzyczasie delikatnie mieszamy jagody z cukrem i mąką ziemniaczaną.

5. Pięknie wyrośnięte ciasto wałkujemy na podsypanej delikatnie mąką stolnicy na grubość około 1 cm. Wycinamy okrągłe placki o wielkości około 10 cm. Każdy delikatnie rozciągamy w otwartej dłoni, na środek wsypujemy łyżkę jagód. Sklejamy brzegi ciasta i formujemy bułeczki.
 
6. Gotowe układamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Uwaga, bułeczki jeszcze urosną, więc układamy je w dość dużej odległości od siebie. Wszystko znów przykrywamy i odstawiamy na jeszcze 15 minut.
 
7. W międzyczasie rozgrzewamy piekarnik do 180 st. C bez termoobiegu.

8. Każdy placek smarujemy mlekiem (używamy pędzelka). Wyrośnięte drożdżówki i pieczemy około 12 minut, aż ładnie wyrosną i się zarumienią.

Choć mówią, by nie jeść gorącego ciasta drożdżowego, nie da się ukryć, że właśnie takie jest najsmaczniejsze!
Lekko przestudzone drożdżówki skrapiamy lukrem (cukier puder mieszamy z mlekiem, aż powstanie gładka masa).

Smacznego!
 
 

piątek, 6 lipca 2018

dwa moje ulubione koktajle z truskawkami


Lato w pełni. Uwielbiam, gdy jest ciepło i wcale nie narzekam, gdy już o poranku termometr wskazuje 26 stopni. Jednak przy takiej pogodzie mam problem ze zjedzeniem normalnego śniadania. Mój organizm odmawia przyjęcia jakichkolwiek pokarmów stałych przynajmniej do południa. A że wstaję zazwyczaj około 7.30 i nauczyłam się jeść śniadania, dla zdrowia i urody, muszę znajdować zamienniki tradycyjnego posiłku. Potrzebuję czegoś, co wypełni mój żołądek, jednocześnie nie powodując "przeciążenia". Zbawieniem są koktajle i smoothie. 

Wiem, że zrobienie koktajlu to żadna sztuka i odkrywcą Ameryki nie jestem. Chcę wam jednak pokazać przepisy na dwa moje ulubione koktajle z truskawkami, które o tej porze roku smakują najlepiej. Oba są wegańskie, przygotowane na mleku roślinnym, ale jeśli zamienicie je na krowie, świat się nie zawali. Do dzieła!


1. KOKTAJL BANANOWO - TRUSKAWKOWY Z SIEMIENIEM LNIANYM





Dlaczego siemię lniane? Bo jest cholernie bogate w wartości odżywcze, które mają zbawienny wpływ na nasze zdrowie. W skrócie: obniża poziom cholesterolu i cukru we krwi i świetnie wpływa na działanie układu pokarmowego. dzięki swoim właściwościom może redukować ryzyko zachorowania na raka piersi i pomagać kobietom z zaburzeniami hormonalnymi. Przekonałam was?

Składniki:
  • 1/2 bardzo dojrzałego banana
  • garść świeżych truskawek
  • łyżeczka siemienia lnianego
  • około szklanki mleka roślinnego
Wszystkie składniki dokładnie blendujemy i gotowe!


2. KOKTAJL TRUSKAWKOWO - BRZOSKWINIOWY





Składniki:
  • garść świeżych truskawek
  • 2 dojrzałe brzoskwinie (kupiłam polskie, a one są mniejsze)
  • łyżeczka siemienia (dla zdrowa!)
  • około szklanki mleka roślinnego (u mnie ryżowe)
I znów wystarczy zmiksować wszystkie składniki.

Smacznego i na zdrowie!

środa, 4 lipca 2018

ogórki małosolne



Prowadzę bloga już dobre kilka lat, a dopiero dzisiaj pojawia się tutaj przepis na ogórki małosolne. Przyznaję uczciwie, nie jestem dobra w przetworach. Tzn. dżemy itd. wychodzą spod mojej ręki smaczne, ale nie do końca umiem je pasteryzować i jak kiedyś przygotowałam 8 słoików z sosem pomidorowym na zimę, po 2 tygodniach znalazłam w słoikach robale. To skutecznie zablokowało moje zapędy do masowego przygotowania przetworów. 

Dlatego postanowiłam, że będę przygotowywać tyle przetworów, ile będziemy w stanie zjeść na bieżąco. Wczoraj wstawiłam moje pierwsze małosolne. Długo studiowałam stare książki kucharskie, przepytywałam koleżanki o przepisy ich mam, by powstał tu post z najlepszym przepisem, jaki mogę sobie wyobrazić. Między innymi dlatego dodałam do ogórków liście wiśni (które zrywałam w nocy w moim ogrodzie). Po co te liście? Według wielu dodają ogórkom chrupkości. I wiecie co? Faktycznie, przygotowałam słoiki z liśćmi wiśni i bez, w tym samym czasie, z tych samych ogórków, i te z dodatkiem "wiśniowym" wyszły lepsze. Smak się nie zmienił, ale rzeczywiście, są bardziej chrupiące. Z resztą takie same właściwości mają liście porzeczki, więc, jeśli macie możliwość dodać liście do ogórków, zróbcie to koniecznie! Nie będziecie żałować!

PS. Zawsze najważniejszym pytaniem było dla mnie, jaką wodą zalewać ogórki? Ciepłą czy zimną? Moje wątpliwości rozwiał pan z warzywniaka, który od lat sam przygotowuje ogórki, które sprzedaje. Obie odpowiedzi są prawidłowe. Ciepłą wodą zalewamy ogórki, jeśli chcemy, by ukisiły się szybciej. Zimną, jeśli mamy więcej czasu. Najważniejsze jest to, że woda MUSI być przegotowana i dokładnie wymieszana z solą.
 

Składniki:
  • około 1,5 kg ogórków gruntowych, z dobrego źródła
  • kilka gałązek kopru
  • kilka ząbków czosnku, obranych z łupin
  • około 15 - centymetrowy kawałek chrzanu, obrany i pokrojony na mniejsze kawałki + ewentualnie kawałek liścia chrzanu
  • kilka liści wiśni lub porzeczki (można pominąć, ale nie warto)
  • 1,5 litra wody
  • sól (około 1 czubatej łyżki soli na litr wody)

Przygotowanie:

1. Ogórki namaczamy w dużej ilości zimnej wody przez około godzinę. To też trik pana z warzywniaka. Nie wiem, po co, ale mu ufam. W końcu zrobił w swoim życiu więcej małosolnych, niż mogę sobie wyobrazić.

2. Po godzinie na dno słoików (lub jednego dużego) wkładamy kawałek liścia chrzanu, połowę przygotowanego kopru, ząbek lub dwa czosnku (zależy od wielkości słoika), liść wiśni i kawałek lub dwa chrzanu. Na to wszystko układamy namoczone ogórki, dosyć ściśle, obok siebie. 

3. Na wierzch wkładamy pozostałą część kopru, chrzanu, czosnku i jeszcze jeden liść wiśni (dwa, jeśli mamy duży słoik).

4. Gorącą wodę mieszamy z solą. Musi się porządnie rozpuścić. I tak jak napisałam wcześniej. Jeśli chcemy, by ogórki były gotowe szybciej, zalewamy je ciepłą (nie gorącą!) wodą albo czekamy aż ta całkiem ostygnie i dopiero wlewamy ją do słoików.

Uwaga! Woda powinna przykryć wszystkie ogórki!

Ogórki gotowe są w zależności od tego, jak mocno ukiszone lubicie. Ja najbardziej lubię małosolne jednodniowe, więc dla mnie, po około 24 godzinach, zaczyna się uczta. Po kilku dniach z małosolnych zrobią się klasyczne kiszone!

Smacznego!


wtorek, 3 lipca 2018

limonkowy pudding chia


Dziś taki dzień, że na blogu pojawia się już drugi przepis na deser, na dodatek pudding. Choć zupełnie inny od tego czekoladowego, to także zdrowy i wegański. Idealny na ciepłe dni. 

Ja przygotowałam ten pudding na deser, po obiedzie z przyjaciółką, na który podałam pikantne żółte curry. Po takim daniu, deser z chia sprawdza się świetnie, także dlatego, że bardzo odświeża i łagodzi. 


Składniki (na dwie porcje):
  • 250 ml mleka kokosowego 
  • 4 - 5 łyżek nasion chia 
  • kilka kropel syropu z agawy do smaku (lub wersji nie-wegańskiej miodu)
  • sok i skórka otarta z 1/2 limonki
+ ulubione owoce (u mnie zblendowane mago i marakuja)


Przygotowanie:

Nasiona chia mieszamy z mlekiem kokosowym, sokiem i skórką z limonki i odrobiną syropu z agawy (lub innym "słodzikiem"). Przekładamy do szklanek i odstawiamy na około 2 godziny do lodówki.

Po tym czasie, gdy pudding zgęstnieje, dekorujemy pudding owocami i gotowe! Tak przygotowany pudding spokojnie może czekać w lodówce na przybycie gości :)

Smacznego!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...