wtorek, 26 czerwca 2018

makaron z pulpetami rybnymi i zielonymi warzywami



Upał jakby zelżał. Dziś od rana leje i grzmi. Temperatura także nie rozpieszcza. To ten moment w lecie, kiedy muszę porzucić chłodniki i sałaty i zjeść coś ciepłego. Tak mam, tak działa mój organizm, że kiedy robi się chłodniej, muszę na czczo wypić gorącą herbatę, a na obiad muszę zjeść coś ciepłego.

Tak więc dziś znowu makaron. Jakoś tak wyszło. Tym razem inny, z pulpetami rybnymi, zielonymi warzywami i sosem na bazie czosnku i białego wina. Wyobrażacie sobie, jak to pachnie? Naprawdę dobrze. Jak każde danie z makaronem powinniśmy przygotować je tuż przed podaniem. Ale tutaj wystarczy usmażyć kulki rybne i ugotować zielone warzywa wcześniej, a tuż przed podaniem ugotować makaron i przygotować sos. To dobra opcja dla zapracowanych, bo ja np. często kulki rybne smażę dzień wcześniej, późnym wieczorem i przechowuję je w lodówce.


Składniki:
  • ulubiony makaron (ja kupiłam bucatini, ale możecie wykorzystać każdy inny)
  • zielone warzywa (u mnie zielone szparagi, cukinia, groszek cukrowy i brokuł)
  • 2 ząbki czosnku, pokrojonego w cienkie plasterki
  • 100 ml białego wytrawnego wina
  • około 350 ml śmietanki kremówki
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • szczypta świeżo startej gałki muszkatołowej
  • łyżka oliwy
  • parmezan do posypania

kulki rybne:
  • 350 - 400 g filetów rybnych bez skóry (u mnie dorsz, ale możecie użyć innych ryb morskich)
  • 1/2 dużej cebuli, posiekanej w bardzo drobną kostkę
  • 2 łyżki zmiksowanych bezglutenowych płatków owsianych (zmiksowanych jak bułka tarta) lub bułki tartej
  • 1 jajko
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • olej rzepakowy do smażenia

Przygotowanie:

1. Zaczynamy od przygotowania kulek rybnych. Cebulę podsmażamy na małym ogniu, do miękkości na odrobinie oleju. Odstawiamy do przestygnięcia.

2. Filety rybne siekamy w malakserze na niezbyt gładką masę. Dodajemy przestudzoną cebulę, jajko i mieszamy. Na koniec wsypujemy zmiksowane płatki owsiane lub bułkę tartą, doprawiamy wszystko solą i pieprzem, ponownie mieszamy i odstawiamy na kilka minut, by masa zgęstniała.

3. Z masy rybnej formujemy nieduże kulki i obsmażamy je na rozgrzanym oleju rzepakowym z każdej strony na złoto - brązowy kolor.

4. Gotowe kulki rybne wykładamy na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym, by odsączyć je z nadmiaru tłuszczu.
 
5. W międzyczasie gotujemy warzywa w dużej ilości osolonej wody, tak żeby pozostały al dente, a nawet lekko chrupiące. Ugotowane odcedzamy i przelewamy bardzo zimną wodą, dzięki czemu zachowamy ich piękny kolor i chrupkość.
 
Uwaga! By zachować piękny kolor zielonych warzyw zawsze wrzucamy je na wrzątek i gotujemy bez przykrycia! Dodatkowo po ugotowaniu przelewamy je bardzo zimną wodą albo zanurzamy w misce z wodą z kostkami lodu. To naprawdę działa!
 
6. Gdy pulpety rybne są gotowe, a warzywa ugotowane, możemy wstawić wodę i ugotować makaron, a w międzyczasie przygotowujemy sos

7. W głębokiej patelni rozgrzewamy oliwę. Wrzucamy czosnek i smażymy chwilę. Po 2 - 3 minutach wlewamy na patelnię wino i odparowujemy alkohol (powinno zostać około 1/2 wlanego płynu). Po chwili wlewamy śmietankę i gotujemy tak długo, aż sos zgęstnieje. Mieszamy co jakiś czas. Na koniec doprawiamy solą, pieprzem i odrobiną świeżo startej gałki. 

8. Do sosu przekładamy kulki rybne i zielone warzywa, wrzucamy odcedzony, gorący makaron, delikatnie mieszamy i gotowe!

Makaron podajemy od razu, posypany odrobiną parmezanu i ewentualnie posiekaną natką pietruszki.

Smacznego!

poniedziałek, 25 czerwca 2018

makaron z suszonymi pomidorami i anchois na obiad w 20 minut



Są takie dni, kiedy mam tyle pracy, że, gdy wracam do domu, muszę przygotować obiad dosłownie w 20 - 25 minut. A że tak bywa dość często, zazwyczaj jestem na taką sytuację przygotowana. Jak? Moja spiżarnia pęka w szwach od puszek i makaronów. Bo nie da się ukryć, że makaron jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem na obiad, gdy czasu po prostu brakuje. 

Co zatem zawsze mam w spiżarni?
- najlepszą oliwę z oliwek i różnego rodzaju octy
- pomidory w puszce (zazwyczaj kupuję te włoskie, bo są słodsze i smaczniejsze)
- tuńczyka i anchois (bo z nich naprawdę można wyczarować cuda)
- oliwki, kapary i suszone pomidory
- różne makarony, które kupuję jak szalona (chyba jestem od tego uzależniona)
- i dużo, dużo czosnku.

Z tych składników naprawdę można wyczarować cuda na obiad w 20 minut. Poza tym zawsze w lodówce mam duży kawałek parmezanu, który tylko czeka, gotowy do akcji, aż będę go potrzebować.

Przygotowanie obiadu w 20 minut nie jest oczywiście najprostsze, ale - gdy poznamy tajniki - wszystko idzie jak z płatka. Po pierwsze zaczynamy od wstawienia wody na makaron (a gdy się bardzo spieszę, zagotowuję wodę w czajniku). Dopiero, gdy wstawimy wodę, zaczynamy przygotowywać sos. To co, gotowi?

Uwaga! Znam bardzo wiele osób, które wprost nienawidzą anchois. Jestem w stanie to zrozumieć, bo ma specyficzny smak i nie jest on pewnie dla każdego. Ale! W przypadku tego sosu, anchois już na początku się rozgotuje w sosie i nie poczujecie jego charakterystycznego smaku. Poczujecie tylko fajny, słony aromat i naprawdę nie zrażajcie się jego obecnością w sosie.


Składniki (na 4 osoby):
  • ulubiony makaron
  • 2 duże ząbki czosnku
  • 4 - 5 filecików anchois
  • pół słoiczka suszonych pomidorów (odsączonych z oliwy, której nie wylewamy!)
  • 2 puszki pomidorów
  • 2 -3 łyżki oliwy, w której marynowane były pomidory
  • garść listków bazylii (można zastąpić ją suszoną bazylią, ale smak będzie już inny)
  • sól i świeżo mielony pieprz
  • opcjonalnie - odrobina suszonego chilli lub cukru (jeśli sos jest zbyt kwaśny)
+ parmezan do posypania


Przygotowanie:

1. Zaczynamy od wstawienia wody na makaron. To najważniejsze, by przygotować szybki obiad. Gdy zacznie wrzeć porządnie ją solimy (kiedyś mój włoski idol - Gennaro Contaldo - powiedział, że woda na makron musi być tak słona, jak Morze Śródziemne). Makaron gotujemy al dente.

2. Do misy blendera wrzucamy czosnek, pomidory suszone i anchois. Blendujemy na gładką pastę.

3. W głębokiej patelni rozgrzewamy oliwę i wrzucamy przygotowaną pastę. Smażymy 2 - 3 minuty, często mieszając. Po chwili wrzucamy pomidory. Dusimy wszystko na dość dużym ogniu, często mieszając, by sos szybko odparował. Na koniec, gdy sos zgęstnieje, doprawiamy go solą (uwaga, anchois są słone), pieprzem i ewentualnie odrobiną chilli i cukru.

4. Makaron odcedzamy, wrzucamy do sosu, dodajemy porwane listki bazylii i wszystko mieszamy.

Podajemy od razu, z odrobiną świeżo startego parmezanu.

Smacznego!

sobota, 23 czerwca 2018

bigos z młodej kapusty



Bigosik z młodej kapusty ma niewiele wspólnego z zimowym, ciężkim bigosem na wędzonych śliwkach. Jest wiosna, jemy lżej. Ale młoda kapusta z odrobiną "mięsiwa" także świetnie smakuje i ja przygotowuję ją dość często. Podaję zazwyczaj z chlebem lub ziemniakami.

Ja do mojej kapusty dodałam wędzony boczek i kiełbasę, ale spokojnie, jeśli macie kawałek wieprzowiny (łopatkę albo np. żeberka), możecie je dodać. Wystarczy je tylko porządnie podsmażyć i wrzucić do garnka.  Ponieważ bigos z młodej kapusty przygotowuje się dość szybko, a sam gotuje się dużo krócej od tego zimowego, nie dodawałabym wołowiny. Bałabym się, że mięso może nie zmięknąć w tak krótkim czasie.


Potrzebujemy (na dość duży garnek):
  • duża główka kapusty, posiekanej
  • 2 duże cebule, pokrojone w półplasterki
  • około 400 g wędzonego boczku, pokrojonego w kostkę
  • 2 - 3 kiełbasy, najlepszej jakości, pokrojone w kostkę 
  • około 4 łyżek koncentratu pomidorowego
  • łyżka oleju rzepakowego lub np. smalcu
  •  sól i świeżo mielony pieprz
  • sok z około 1/2 cytryny
  • pół pęczka świeżego koperku

Przygotowanie:

1. Do garnka wlewamy łyżkę oleju (chyba że macie bardzo tłusty boczek, wtedy smażymy go na suchej patelni - mój prawie nie miał tłuszczu) i, gdy się porządnie rozgrzeje, wrzucamy boczek i kiełbasę. Podsmażamy kilka minut, aż pięknie się zarumienią.

2. Do boczku i kiełbasy wrzucamy cebulę i smażymy jeszcze kilka minut. Na niezbyt dużym ogniu, by zdążyła zmięknąć i się nie spaliła.

3. Gdy cebula zmięknie i ładnie się zarumieni, dodajemy do garnka kapustę. Lekko ją solimy (sól wyciąga z kapusty wodę, dzięki czemu szybciej mięknie), wlewamy około pół szklanki wody, dodajemy koncentrat i dusimy, co jakiś czas mieszając, do czasu aż kapusta zmięknie, a woda odparuje.

Uwaga! Jeśli jest taka potrzeba, bo kapusta ciągle twarda, ale zaczyna przywierać, dolejcie jeszcze trochę wody.

4. Na koniec doprawiamy wszystko solą, pieprzem i - jeśli jest taka potrzeba - sokiem z cytryny. Wrzucamy posiekany koperek, mieszamy i gotowe!

Smacznego!

o Wojtku, którego kochałam najmocniej



Dziś Dzień Ojca, a jednocześnie imieniny mojego Taty. Choć nie ma Go ze mną już kilkanaście, prawie dwadzieścia lat, to czas nie leczy ran, i z roku na rok tęsknię coraz bardziej. 

Wojtek, choć miał w dowodzie wpisane imię Władysław, całe życie używał tego pierwszego, bo nie chciał być mylony ze swoim Ojcem - Władysławem właśnie. Tato był strasznie pozytywną osobą i wszyscy, którzy go znali, na pewno by to potwierdzili. 

Był weterynarzem i zaszczepił we mnie bezgraniczną miłość do zwierząt. Gdy przynosiłam do domu kolejne znajdy, troskliwie się nimi opiekował, a potem zazwyczaj - nie bez moich protestów - odwoziliśmy je wspólnie do Państwa Gucwińskich, do wrocławskiego ZOO. Dlaczego do ZOO? Bo wśród moich "podopiecznych", oprócz psów i kotów, znajdowały się zające, dzikie ptaki, sarenki, a nawet młody lis, potrącony przez samochód. Do końca życia nie zapomnę tego uczucia, gdy przytulałam się do młodego rudego liska. 

Wojtek chciał wychować mnie na mądrą dziewczynkę, więc oprócz tego, że gonił mnie do nauki (a miałam wtedy około 8 lat), wymyślał mi "zajęcia" pozalekcyjne. Kazał mi nauczyć się stolic wszystkich państw świata i co wieczór mnie z nich odpytywał, a jak któregoś nie mogłam zapamiętać, szukał skojarzeń. Gdy nie mogłam nauczyć się nazwy stolicy Urugwaju, opowiedział mi pewnie wymyśloną historię o pewnym żeglarzu, który podpływając do brzegów Urugwaju, krzyknął "Widzę górę" i stąd wzięła się nazwa Montevideo. Minęło około 25 lat, a ja do dziś znam stolice większości krajów świata. Gdy musiałam do szkoły przeczytać "Krzyżaków", a nasz piec Gucio zjadł drugi tom dzień przed kartkówką, szybko pobiegł do wypożyczalni VHS (przypominam, że były to lata 90-te) po kasetę z filmem i oglądał ją ze mną do końca. 

Tato kochał podróże i ogromnie żałuję, że nie doczekał "czasów tanich linii lotniczych", bo jestem przekonana, że sprawiłoby mu to ogromną radość. Pamiętam wyjazdy do Włoch, w starym oplu asconie słuchaliśmy Queen i Maanamu, spacerowaliśmy po Wenecji i jedliśmy pizzę nad morzem w Ravennie. Pamiętam długą jak diabli dwudniową podróż do Hiszpanii, podczas której dalej słuchaliśmy Queen i Maanamu :)

Byłam córeczką Tatusia i mogłabym opowiadać o Nim godzinami.

Dziś Dzień Ojca, złóżcie swoim najlepsze życzenia. Kupcie najlepsze ciasto i biegnijcie do nich jak najszybciej. Dzisiejszy przepis z okazji Dnia Ojca miał być przepisem na ciasto. Ale potem pomyślałam, że Wojtek zamiast ciasta wybrałby bigos. Stąd przepis na wiosenny bigos :)

piątek, 22 czerwca 2018

najprostsze ciasto kokosowe


Dziś przepis na naprawdę dziwne, ale pyszne i ekspresowe ciasto kokosowe. Chodzi o to, że pieczemy taki a'la "biszkopt", a zaraz po wyciągnięciu zalewamy go polewą i czekamy, aż całkowicie ją wchłonie. Takie ciasto po ostygnięciu jest rozpływające się w ustach. Naprawdę dobre. Poza tym, jego przygotowanie trwa około 30 minut, więc jest to także przepis dla zapracowanych albo takich, którzy właśnie sobie przypomnieli, że za pół godziny mają gości. 

Przyznam, że nie wiem, jak to ciasto będzie smakowało następnego dnia, tzn. czy dalej będzie takie delikatne i aksamitne. Nie zdążyłam sprawdzić. Moi goście zjedli wszystko od razu, a większość prosiła o dokładkę.

Przepis na to ciasto zobaczyłam jakiś czas temu na Facebooku, w jakimś linku sponsorowanym, nie pamiętam jakim. Spisałam podstawowe składniki, ale ilość cukru wydawała mi się dość przerażająca. Bo i cukier w cieście i w mleku skondensowanym. Zmniejszyłam proporcje o połowę, ale i tak jest to ciasto dla fanów naprawdę słodkiego.


Składniki:

ciasto:
  • 200 g mąki pszennej
  • niepełna szklanka cukru
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
  • 200 ml mleka kokosowego 
  • 100 ml mleka
  • 4 duże jajka z chowu na wolnym wybiegu
  • 100 g roztopionego masła
polewa:
  • 200 ml mleka kokosowego
  • 200 ml mleka skondensowanego słodzonego
  • 50 ml mleka
+ wiórki kokosowe do posypania ciasta


Przygotowanie:

1. Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C bez termoobiegu.

2. W dużej misce ubijamy razem (można mikserem albo trzepaczką) żółtka z cukrem. Dodajemy mleko kokosowe, mleko, proszek do pieczenia i mąkę. Mieszamy do połączenia składników. Na koniec wlewamy do ciasta przestudzone, roztopione masło i jeszcze raz mieszamy.

3. Białka ubijamy na sztywną pianę. Partiami, po dużej łyżce dodajemy do ciasta i delikatnie mieszamy. Ciasto wylewamy na blaszkę, wyłożoną papierem do pieczenia.

4. Pieczemy 20 - 30 minut (czas zależy od wielkości blaszki i grubości ciasta). Najlepiej po 20 minutach sprawdzić patyczkiem, czy ciasto jest upieczone. Jeśli wyciągniemy suchy patyczek, ciasto jest gotowe. Jeśli będzie oblepiony przez ciasto, pieczemy jeszcze kilka minut.

5. Gotowe ciasto wyciągamy z piekarnika.

6. Możemy przygotować polewę. Wszystkie składniki mieszamy i wylewamy na gorące ciasto. Drewnianym patyczkiem nakłuwamy ciasto jak najgęściej, żeby wchłonęło polewę. Na koniec posypujemy ciasto wiórkami kokosowymi. Tak przygotowane ciasto pozostawiamy do przestygnięcia.

Smacznego!

czwartek, 21 czerwca 2018

pasta z bobu na kanapki




Sezon na bób w pełni. ostatnio pisałam wam trochę o tym, jak bardzo jest zdrowy, bo o tym, że pyszny, chyba pisać nie muszę. Bób świetnie smakuje po prostu gotowany w koprze z solą, ale także bardzo dobrze sprawdza się w formie pasty. Jej przygotowanie jest banalnie proste, świetnie się przechowuje (do dwóch dni w lodówce), a dodatek świeżego koperku i soku z cytryny jest naprawdę orzeźwiające. Szczególnie, gdy na dworze prawie 35 st. C, albo gdy nie możecie już patrzeć na kanapki z serem lub szynką.

PS. Moja ciocia ostatnio opowiedziała mi o daniu z bobem, który jadła w Neapolu - o makaronie z bobem i kwiatami cukinii. Nawet chciałam coś podobnego przygotować, ale niestety kupienie kwiatów cukinii we Wrocławiu właściwie graniczny z cudem. Znalazłam kwiaty w sieci hurtowni na M, ale 8 zł za jeden kwiat to była lekka przesada.


Składniki:
  • 0,5 kg bobu (opcjonalnie mrożony też wchodzi w grę)
  • pęczek świeżego kopru
  • 1 nieduży ząbek czosnku
  • łyżka oliwy z oliwek najlepszej jakości
  • sok z cytryny (do smaku)
  • sól i świeżo mielony pieprz

Przygotowanie: 

1. Bób gotujemy do miękkości (około 10 minut od zagotowania) w osolonej wodzie z dodatkiem 1/2 pęczka koperku. Ugotowany odcedzamy i przelewamy bardzo zimną wodą. Po pierwsze szybko schłodzimy bób, po drugie - zachowamy jego piękny, zielony kolor.

2. Przestudzony bób obieramy z łupinek i wrzucamy do misy blendera. Dodajemy lekko przesiekany koperek i ząbek czosnku, przekrojony na kilka części.

3. Do bobu wlewamy oliwę i blendujemy na gładką pastę. Doprawiamy sokiem z cytryny, solą i pieprzem i miksujemy jeszcze chwilę.

Gotowe!

Pastę podajemy w formie hummusu np. ze świeżymi marchewkami lub na chrupiących tostach. Jak wolicie.

Smacznego!

wtorek, 19 czerwca 2018

moja ulubiona zupa kalafiorowa


 

Długo szukałam idealnego smaku zupy kalafiorowej, której jako dziecko i jeszcze później nie mogłam przełknąć. Co tu dużo ukrywać, rozgotowany kalafior do dziś uznaję za niejadalny. Wszystkie kalafiorowe kremy są raczej nie dla mnie (chyba, że z ostrym serem stilton, na który przepis znajdziecie tutaj). Ostatnio po wizycie u fryzjera, odwiedziłam bar mleczny, tuż obok. Zamówiłam zupę dnia - ach jakie ryzyko - kalafiorową. Ku memu zaskoczeniu była pyszna! Był to właściwie rosół z kalafiorem (może odrobinę zbyt rozgotowanym), ziemniakami i koprem. Trochę brakowało jej lubczyku i pieprzu, ale naprawdę była smaczna. Postanowiłam powtórzyć ją w domu, ale tak według moich upodobań. 

Najlepsza kalafiorowa będzie na najlepszym, domowym bulionie. To on nadaje zupie smak, więc warto poświecić mu najwięcej uwagi. I tak zrobimy.

Potrzebujemy:

bulion:
  • kawałek jakiegoś mięsa (może być wołowina, kurczak lub indyk - u mnie skrzydło indycze obrane ze skóry, żeby nie było tak tłusto) 
  • włoszczyzna (bulwa selera + nać, 2 - 3 pietruszki, 2 - 3 marchewki, por, cebula)
  • 2 liście laurowe + 2 ziarna ziela angielskiego
  • kilka gałązek świeżego lubczyku (można pominąć, ale dodaje super smaku, to naturalne maggi) 
  • sól i pieprz w ziarenkach (około łyżeczki) 
  • około 2 litrów zimnej wody
pozostałe składniki: 
  • około 6-7 ziemniaków (młode najlepsze) 
  • około pół główki kalafiora (jeśli mniejszy, to więcej) 
  • garść posiekanego świeżego koperku 
  • opcjonalnie - śmietana lub jogurt naturalny

Przygotowanie:

1. Zaczynamy od przygotowania bulionu. Ja robię to wieczorem, dzień wcześniej. Kawałek mięsa, dobrze opłukany, zalewamy około litrem zimnej wody. Przykrywamy i gotujemy na małym ogniu przez około godzinę (wołowinę trochę dłużej). Mięso gotujemy najpierw samo po to, by nie rozgotować warzyw.

2. Gdy mięso zacznie mięknąć wrzucamy warzywa, umyte i pokrojone na mniejsze kawałki, kulki pieprzu, ziele i liście, lubczyk. Dolewamy zimnej wody (zawsze zimnej, dzięki czemu rosół pozostaje klarowny) i gotujemy na minimalnym ogniu, pod przykryciem jeszcze godzinę, półtorej. Jeśli zauważymy, że za mocno bulgocze, warto wlać trochę zimnej wody.

3. Każdy rosół (w ogóle zupę) solimy na samym końcu. Dzięki temu na pewno jej nie przesolimy (płyn odparowuje), s dodatkowo mięso szybciej zmięknie (bez soli).

4. Gotowy bulion odcedzamy. Warzywa (marchewkę, seler i pietruszkę) możemy pokroić i dodać na sam koniec do zupy. Ja nie dodaję, bo nie lubię, ale nie ma sprawy.

5. Czas na kalafiorową. Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę. Wrzucamy do gorącego bulionu. Gotujemy około 5 minut, a następnie dodajemy podzielony na różyczki kalafior. Gotujemy do miękkości.

6. Na samym końcu, gdy warzywa zmiękną dodajemy dużą garść posiekanego koperku.

7. Zupę możemy zabielić śmietaną (12-18%) lub jogurtem naturalnym (to moja wersja niskotłuszczowa).

Smacznego!

poniedziałek, 18 czerwca 2018

truskawki zapiekane pod koglem moglem


Niech podniesie rękę ten, kto w dzieciństwie nie oblizywał się na samą myśl o koglu moglu. Ja dobrze pamiętam, jak leciałam do kuchni po usłyszeniu dźwięku ubijanego żółtka. Potem wiele lat kogla mogla nie jadłam, bo był to deser całkiem zapomniany i dziś - tego z żółtek ubijanych na surowo - na pewno bym nie zjadła. Ale by zabezpieczyć się przed salmonellą i innymi świństwami z surowych jajek, możemy zastosować dwa triki. Po pierwsze możemy żółtka z cukrem ubić w misce nad garnkiem z gotującą się wodą albo kogel mogel upiec. Dziś wersja nr 2. Z dodatkiem owoców (truskawek, malin, borówek albo brzoskwiń) smakuje świetnie. Przygotowanie takiego deseru zajmuje maksymalnie 15 minut, rewelacyjnie się prezentuje i naprawdę cieszy podniebienie. Dzisiaj wersja z truskawkami, bo sezon w pełni.


Potrzebujemy (na 2 porcje):
  • 2 żółtka od kur z wolnego wybiegu
  • 2 łyżki cukru
  • truskawki (po około 2 - 3 na porcję)

Przygotowanie:

1. Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C bez termoobiegu.

2. Truskawki myjemy, osuszamy i te większe przekrajamy na połówki. Układamy w naczyniach żaroodpornych.

3. Żółtka ubijamy z cukrem na gęstą, prawie białą masę. Możemy ręcznie, możemy mikserem. Nie ma to żadnego znaczenia.

4. Masę przelewamy do foremek z truskawkami i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy około 10 minut do czasu, aż skorupka lekko się zarumieni.

Podajemy po lekkim przestygnięciu, ale wciąż na ciepło!

Smacznego!

czwartek, 14 czerwca 2018

pieczone brzoskwinie z domowym serkiem waniliowym



Pieczone owoce to jeden z moich ulubionych deserów, gdy nie mam czasu i potrzebuję przygotować coś na szybko. Zazwyczaj piekę brzoskwinie (zauważyłam, że nektaryny mają mniej smaku), więc to deser, który najlepiej smakuje, gdy w sklepach pojawiają się polskie brzoskwinie. Ale te zagraniczne też będą okej. Tym razem dodałam do brzoskwiń, oprócz wanilii, rum i limonkę. Wyobrażacie sobie, jak to pachnie?!

Dodatkiem do pieczonych brzoskwiń jest domowy serek waniliowy. Dlaczego przygotowałam serek od podstaw, a nie kupiłam waniliowego serka homogenizowanego? A zastanawialiście się kiedyś, czy w tych serkach w ogóle jest wanilia? No właśnie. Dlatego. 

Do serka dodałam domowego cukru waniliowego. Za każdym razem będę was namawiać do przygotowania swojego cukru w domu. To banalnie proste i starcza naprawdę na długo. Ja robię mój cukier raz na jakiś czas (mniej więcej raz na pół roku) i przechowuję go w szczelnie zamkniętym słoiczku. Dzięki temu wiem, co jem. Sprawdźcie, co znajduje się w składzie kupnych cukrów waniliowych (a właściwie cukrów wanilinowych). Może to was przekona. Wanilina to sztuczny zamiennik wanilii. Niefajnie, co?

Potrzebujemy:
  • brzoskwinie 
  • laska wanili
  • skórka z jednej limonki (wyszorowanej i sparzonej)
  • łyżeczka cukru 
  • 2 - 3 łyżki rumu
domowy serek waniliowy:
  • 2 opakowania naturalnego serka homogenizowanego
  • cukier waniliowy najlepszej jakości (ja przygotowuję cukier waniliowy w domu, raz na jakiś czas i przechowuję w szczelnym słoiku. Przepis tutaj)

Przygotowanie:

1. Piekarnik rozgrzewamy do 200 st. C bez termoobiegu.

2. Owoce kroimy na mniejsze kawałki i układamy w naczyniu do zapiekania.  Dodajemy przekrojoną laskę wanilii, skórkę z limonki i 2 -3 łyżki rumu. Posypujemy łyżeczką cukru. Wszystko mieszamy.

Uwaga! Deser spokojnie możemy podawać dzieciom! Podczas pieczenia alkohol wyparowuje i pozostaje jedynie przyjemny aromat rumu.

3. Owoce wstawiamy do piekarnika i pieczemy około 15 minut.

4. W międzyczasie przygotowujemy serek waniliowy. Serek mieszamy z domowym cukrem waniliowym (do smaku) i odrobiną soku z cytryny.

Brzoskwinie podajemy na gorąco z łyżką serka waniliowego, chociaż pieczone owoce równie dobrze smakują na zimno.

Smacznego!

wtorek, 12 czerwca 2018

łazanki z młodej kapusty z boczkiem


Łazanki. Danie z przeszłości. Choć w moim domu ich nie było, pamiętam je ze szkolnej stołówki i wcale nie kojarzą mi się najlepiej. Nie wiem dlaczego, ale kilkuletnim dzieciom dawali łazanki z kiszonej kapusty z pieczarkami (o nie najprzyjemniejszym kolorze) i "kulkami" twardego mielonego. Nie było to najsmaczniejsze, chociaż w porównaniu do "schabowych" z mortadeli, zjadliwe. Ale pamiętam też pyszne łazanki w domu mojego sąsiada i pewnie dlatego nie jestem do nich zrażona na zawsze (tak jak do smażonej mortadeli).

Dziś rano, weszłam do mojego ulubionego warzywniaka, zobaczyłam główki pięknej młodej kapusty i tak mnie na łazanki naszło. Dodałam do moich łazanek wędzonego boczku, bo lubię, ale możecie ten składnik pominąć albo zastąpić go odrobiną dobrej jakości kiełbasy. Zaczynamy?

Potrzebujemy (na duży garnek łazanek):
  • duża główka kapusty, posiekanej
  • 2 duże cebule, pokrojone w półplasterki
  • około 400 g wędzonego boczku, pokrojonego w kostkę
  • łyżka oleju rzepakowego lub np. smalcu
  •  sól i świeżo mielony pieprz
  • sok z około 1/2 cytryny
  • opakowanie makaronu do łazanek

Przygotowanie:

1. Do garnka wlewamy łyżkę oleju (chyba że macie bardzo tłusty boczek, wtedy smażymy go na suchej patelni - mój prawie nie miał tłuszczu) i, gdy się porządnie rozgrzeje, wrzucamy boczek. Podsmażamy kilka minut, aż pięknie się zarumieni.

2. Do boczku wrzucamy cebulę i smażymy jeszcze kilka minut. Na niezbyt dużym ogniu, by zdążyła zmięknąć i się nie spaliła.

3. Gdy cebula zmięknie i ładnie się zarumieni, dodajemy do garnka kapustę. Lekko ją solimy (sól wyciąga z kapusty wodę, dzięki czemu szybciej mięknie), wlewamy około pół szklanki wody i dusimy, co jakiś czas mieszając, do czasu aż kapusta zmięknie, a woda odparuje.

Uwaga! Jeśli jest taka potrzeba, bo kapusta ciągle twarda, ale zaczyna przywierać, dolejcie jeszcze trochę wody.

4. W międzyczasie gotujemy makaron do łazanek, w dużej ilości osolonej wody, al dente. Ugotowany makaron odcedzamy.

5. Gdy kapusta jest już miękka, a płyny odparowały, doprawiamy ją solą, dużą szczyptą pieprzu i sokiem z cytryny do smaku. 

6. Kapustę mieszamy z makaronem i gotowe!

Smacznego!

czwartek, 7 czerwca 2018

drożdżówki z ricottą i truskawkami

 



Pieczenie drożdżówek i ciasta drożdżowego to ostatnio moja pasja. Wymyślam nowe nadzienia i dodatki. Pewnie z resztą zauważyliście to na blogu :) Ma to związek głównie z tym, że znalazłam - nie boję się użyć tego słowa - idealny przepis na ciasto. Zagniata się je łatwo (szczególnie, jeśli robi to za mnie robot), rośnie szybko, a bułeczki piecze się maksymalnie 13 minut.

Dziś wykorzystałam ricottę, czyli włoski twaróg, ponieważ miałam go w lodówce. Myślę, że równie dobrze możecie zrobić bułeczki z klasycznym, polskim twarogiem, zmielonym minimalnie dwukrotnie. Nie dodawajcie jednak wtedy do niego mąki ziemniaczanej. Dodaje się ją do ricotty, ponieważ jest ona dużo rzadsza od polskiego twarogu.


Składniki:
  • szklanka truskawek, opłukanych i pokrojonych na mniejsze kawałki
  • około 500 g ricotty
  • kropla pasty waniliowej lub odrobina naturalnego aromatu waniliowego
  • 2 żółtka
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej

ciasto:
  • około 650 g mąki pszennej tortowej 
  • 2 łyżeczki suszonych drożdży (14 g) 
  • 5 czubatych łyżek cukru 
  • 250 ml ciepłego mleka 
  • 4 duże jajka 
  • 100 g roztopionego masła

Przygotowanie:

1. Zaczynamy od ciasta. Do dużej miski wsypujemy mąkę, cukier, drożdże. Dodajemy jajka i mleko. Mieszamy.

2. Gdy wszystkie składniki się połączą, rozpoczynamy wyrabiać ciasto ręcznie. Dodajemy stopniowo pozostałą mąkę i wyrabiamy. Gdy ciasto przestanie się kleić do rąk i będzie elastyczne, dodajemy roztopione masło. Wyrabiamy jeszcze około 10 minut ręcznie lub około 6 minut robotem.

3. Gotowe ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na około 40 minut.

4. Pięknie wyrośnięte ciasto wałkujemy na podsypanej mąką stolnicy na duży prostokąt o grubości około 1 cm. 

5. Ricottę mieszamy z żółtkami, cukrem pudrem, wanilią i mąką ziemniaczaną. 

6. Masę serową rozsmarowujemy na rozwałkowanym cieście i posypujemy pokrojonymi truskawkami.

7. Ciasto wszystko zwijamy jak klasyczną roladę (zwijamy od dłuższego boku). Kroimy "roladę" na kawałki o grubości około 1,5 cm i układamy płasko na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Wszystko znów przykrywamy i odstawiamy na jeszcze 20 minut. 

8. W międzyczasie piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C bez termoobiegu.

9. Wyrośnięte drożdżówki pieczemy partiami około 12 - 13 minut, aż lekko się zarumienią.

Gorące odstawiamy do lekkiego przestygnięcia i choć mówią, by nie jeść gorącego ciasta drożdżowego, nie da się ukryć, że właśnie takie jest najsmaczniejsze!

Smacznego!
 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...